19.11.08

Obrazy, które bolą

W tekście Małgorzaty Kitowskiej o Jaremiance pojawiła się uwaga: …ekstremalne doznania zapewnia niejednokrotnie sztuka. Niewiele jest – zwłaszcza dzisiaj – obrazów, które byłyby przeznaczone tylko do oglądania. Większość jest po to, by bolało. Albo brzydziło. Tak czy inaczej, mają wstrząsać. Działać fizjologicznie… (Małgorzata Kitowska-Łysiak, Wielka Zapomniana, „Tygodnik Powszechny”, 2 listopada 2008). Uwaga ta dała mi do myślenia.

Obrazy, które działają fizjologicznie. Obrazy, które bolą. Kto je namalował, gdzie je można zobaczyć i na kogo one działają? I dlaczego dzisiaj mają dominować? Pytam, bo nie ukrywam, że mnie takie dzieła ciekawią i mnie takich dzieł brakuje. Chciałabym widzieć takie obrazy, które nie pozostawiają obojętnym, a co więcej – nie dają o sobie zapomnieć.

Jeśli widzę obrazy, to budzą co najwyżej moje zaciekawienie, a nawet niektóre dają przyjemność, bo są namalowane inteligentnie i wciągają mnie w intertekstualną grę w meandrach kultury, albo też sprawiają przyjemność, bo dobrze namalowane, ale nie przypominam sobie takich, które mnie bolą. No, chyba, że chodziłoby o ból, który wynika z zobaczenia złego obrazu.

Dzisiejsza epoka jest zdominowana przez wymyśloną na zimno sztukę opierającą się na pomyśle. Przez sztukę zaplanowaną i wykonaną. Natchnienie odeszło do lamusa, tak jak i inne emocjonalne uniesienia. Dominuje postkonceptualizm i praktyczne podejście do kwestii tworzenia i wykonania. Plany, projekty, kosztorysy. Aplikacja – dotacja – realizacja. Rynek, a także system zamawiania i finansowania prac przez instytucje wymusza takie podejście.

Obrazy działające fizjologiczne kojarzyć się mogą początkowo z obrazami ekspresyjnymi, namalowanymi pośpiesznie, w sposób jakby niekontrolowany, gdzie artysta się uzewnętrznia, pozostaje szczery i mówi od siebie. Takie obrazy wynikają z pragnienie uczynienia z obrazu coś więcej niż sam obraz – dzieło wizualne. Uczynienia z obrazu narzędzia działania na ludzi.

Obrazy, które działają tak silnie, że nie dają się zapomnieć i zmieniają ludzi, obrazy, które bolą, pragnął malować Andrzej Wróblewski. To był jego program, który nie spodobał się protagonistom socrealizmu. Zbyt wiele oddawał w ręce artystów – panowanie dusz – by ówczesna władza mogła go zaakceptować. Obrazy Wróblewskiego bolą, ale nie powstały z szaleńczego natchnienia, nie ma w nich nadmiernego wylewania się duszy artysty na płótno, są dobrze zaplanowane i zrealizowane. Mimo to, a raczej właśnie dlatego – mają wielką siłę oddziaływania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz