10.12.08

Papież, obrotowi bohaterowie, bezimienny przechodzień i wierny pies, czyli kraj bez formy

Pomnik wiernego psa Dżoka, Kraków, bulwary wiślane


Każdy, kto mieszka w Polsce, ma okazję obserwować lawinowy przyrost liczby pomników na kilometr kwadratowy. Monumenty najczęściej stawiane są bez społecznej konsultacji – to przypadek chociażby nieszczęsnej krakowskiej kolumny zwieńczonej postacią Piotra Skargi, który wygląda jakby z kolumny za chwilę miał spaść. Dzieło (2001) autorstwa Czesława Dźwigaja zeszpeciło uroczy zakątek w Krakowie, plac Marii Magdaleny, tuż obok historii sztuki UJ.
Zdarza się, i to w całkiem prestiżowych lokalizacjach, że i politycy lokalni, i władze kościelne lekceważą kwestię pozwoleń. Stało się tak w przypadku pomnika Piłsudskiego „zdobiącego” od kilku lat centrum Lublina – Plac Litewski (2001), autorstwa Krzysztofa Skóry (kompletnie niedostosowany proporcjami do miejsca, nieudolny artystycznie), a także np. w Krakowie w przypadku najnowszego pomnika papieża – na Wawelu, autorstwa Gustawa Zemły (jesień 2008) . I Piłsudski, i wawelski papież to pomniki mobilne, niezamocowane na stałe, z powodu pośpiechu w ich lokowaniu, który spowodował, że nie czekano na stosowne pozwolenia. Notabene, w Krakowie, przy okazji stawiania pomnika na Wawelu, doliczono się aż 14 pomników papieskich. Czy istnieją w ogóle jakieś granice przyzwoitości w tym pędzie do upamiętniania Jana Pawła II? Nie, w Polsce w ogóle nie widzi się niestosowności stawiania aż tylu monumentów człowiekowi, który był zażenowany tego rodzaju obiektami uwielbienia. Jednak ksiądz Adam Boniecki nie podziela opinii coraz większej ilości Polaków, że pomników tych jest za dużo, jak pisze: Mnożenie się pomników Papieża-Polaka jest zjawiskiem całkowicie oddolnym. Wyraża autentyczną potrzebę przekazania potomnym pamięci o niebywałym i brzemiennym w skutki dla świata i Polski wydarzeniu, którym był pontyfikat Jana Pawła II. Ja nie podzielam z kolei optymizmu księdza Bonieckiego.

Pomniki miałyby stać się dowodem na pamięć zbiorową, na to, jakie wydarzenia i jakie postaci społeczeństwo uznaje za ważne i znaczące dla siebie, utwierdzające to, kim ono jest bądź raczej za jakie pragnie się uważać. To w teorii, w praktyce bowiem, jak powszechnie wiadomo, dają raczej świadectwo arogancji władzy i tego, jak władza pragnie by pamięć wyglądała nie troszcząc się zbytnio o przekonanie do swych racji obywateli. Co więc znajduje się w repertuarze? Nie trzeba przypominać: bohaterowie aktualni dla danej opcji politycznej, która akurat znalazła się u władzy (np. za koalicji PiS z LPR w Warszawie stanął przecież pomnik Dmowskiego), obowiązkowo papież, a dodatkowo słynni obywatele danego miasta (w Łodzi np. Artur Rubinstein, Władysław Reymont czy fabrykanci), a jak już nie ma kogo upamiętnić lub gdy postać wzbudza zbyt silne protesty – to daje się symbole miejscowości (np. koziołek w Lublinie), zwykli przechodnie, w Krakowie mają stanąć odlane z brązu gołębie, nie wspominając już artystycznego koszmarku – pomnika wiernego psa Dżoka na nadbrzeżu Wisły opodal Wawelu.

Pomniki są doskonałym świadectwem stanu polskiej świadomości. Po pierwsze – dają jaskrawy przykład tego, jak w Polsce rozumie się dobro wspólne, po drugie – są przykładem lekceważenia tego dobra, po trzecie – gwałcą wspólną przestrzeń poprzez arbitralność decyzji o ich postawieniu i tragiczny brak gustu, po czwarte – są wymownym dowodem na brak w Polsce społeczeństwa obywatelskiego.

Pomniki stały się pretekstem do szantażu patriotycznego i religijnego. Zakładnikami są wszyscy. Przerażający kicz patriotyczny czy religijny psuje kolejne zakątki miast i miejscowości, a produkują je taśmowo rzeźbiarze o tytułach profesorskich, którzy zatracili pojęcie przyzwoitości i nie dbają by ich produkcja respektowała jakieś standardy artystyczne. Sztuka rzeźby w naszym kraju upadła bardzo nisko. Sztandarowym przykładem tego zjawiska jest działalność prof. Czesława Dźwigaja, produkującego masowo pomniki papieża. Ambicje jego są jednak większe i dba o to, by już za życia się upamiętnić. Profesor ów materiały z własnej pracowni podarował muzeum w Wiśniczu Nowym, które tym sposobem szczyci się zbiorem upamiętniającym znanego Wiśniczanina. O tym z kolei, jak prof. Dźwigaj traktuje pojęcie przestrzeni publicznej świadczy relacja z dyskusji w krakowskiej Wyborczej. Po prostu ją lekceważy twierdząc, notabene całkiem słusznie, że sztuka nie jest demokratyczna. Zapomina tylko, że pojęcie sztuki bywa problematyczne, no i że własne produkcje lokuje nie w zaciszu prywatnej galerii czy salonu.

W ogóle mechanizm odpierania protestów dotyczących zbyt wielkiej ilości pomników, ich miernego poziomu, braku pytania o zdanie mieszkańców, jest prosty, żeby nie powiedzieć prymitywny. Nie jesteś patriotą, skoro ci się to nie podoba. Nie podoba się pomnik, to nie jesteś prawdziwym Polakiem itp., odrzucasz religię, czyn patriotyczny itp.

W kwestii pomników w Polsce zapanował niemiłosierny kicz. Gdzieś zaniknęły tradycje nowoczesnych rozwiązań , związanych z otaczającą monument przestrzenią, korzystających z osiągnięć architektury, sztuki awangardowej. To, co istnieje, cechuje najgorsza, zwulgaryzowana XIX-wieczna akademizacja. Jeszcze żeby ta stylizacja była perfekcyjna! Tymczasem jest tak nieudolna, jak w realizacjach prof. Dźwigaja, we wspomnianym lubelskim Piłsudskim czy w wielu innych dziełach, jak chociażby w osławionej głowie Mitoraja olbrzymich rozmiarów, rzuconej jakby od niechcenia na krakowski rynek, pod Wieżę Ratuszową. Nie mogę się także powstrzymać, by nie wspomnieć o Ołtarzu Trzeciego Tysiąclecia na krakowskiej Skałce. Urocze miejsce, sielska łąka z widokiem na prezbiterium gotyckiego kościoła św. Katarzyny z jednej strony, a z drugiej z sadzawką św. Stanisława, tchnące błogością, mimo że w środku miasta, zostało zlikwidowane przez wstawienie tam monumentu o formie równie pretensjonalnej i pompatycznej jak jego nazwa. Dzieło to, autorstwa prof. Wincentego Kućmy z zespołem, nazwano już pomnikiem rodem z Castoramy, gdyż zostało obłożone tandetnie wyglądającym kamieniem i takimi, metalowymi poręczami. Koszmar, również w sensie rzeźbiarskim.

Naprawdę, trudno jest mi wyliczać udane realizacje sztuki pomnikowej w Polsce ostatnich lat. Nie jest to zresztą wina samych tylko twórców, ale i zamawiających, to ich możliwości finansowe oraz horyzonty myślowe tudzież estetyczne owe pomniki odbijają jak w lustrze. Nie dziwi więc, że nie ma zbyt wielu przykładów godnych pochwały. Przychodzi do głowy jedynie Pomnik Ofiar Wojny autorstwa Macieja Szańkowskiego w Sandomierzu oraz pomnik na Placu Ofiar Getta z Krakowa, który został zaprojektowany przez Biuro Projektów Lewicki i Łatak (2008). Wyróżnia je brak rzeźb przedstawiających ludzi (!) i w ogóle brak odniesienia do tego, co zapewne dla wielu twórców współczesnych pomników jest rzeźbą. Obie realizacje wyróżniają się uwrażliwieniem na przestrzeń dookoła i przestrzeń tę organizują. Przy tym nie są agresywne. Dodatkowo, zagospodarowanie Placu Bohaterów Getta pełni też funkcje użytkowe, z metalowych krzeseł, które tam się znalazły, można korzystać.

Udane przykłady nie zmieniają faktu, że Polska rysuje się w świetle twórczości pomnikowej jako kraj niemiłosiernego kiczu. Istnieje kicz wdzięczny, który lubimy za jego niewinność i naiwność. Istnieje jednakże inna odmiana kiczu, dla którego nie ma zmiłowania, a która pleni się w czasach masowej taniej produkcji niesłychanie. To nieszczęsny kicz sklepu, gdzie „Wszystko jest po 4 złote” i gdzie królują rzeczy od razu się psujące, i nikomu niepotrzebne. Dodatkowo przypomina się Gombrowiczowskie stwierdzenie, że Polska jest krajem bez formy. Tak. Forma nie jest czymś, co by zaprzątało uwagę Polaków.

I tu właśnie pojawia się przypadek Władysława Hasiora. Zmarły w 1999 roku artysta był autorem kilku pomników (m.in. w Zakopanem – 1964, Szczecinie – 1975 i Koszalinie – 1977), a każdy z nich, mimo, że powstał w niewłaściwych czasach i chwalił nie tych, co trzeba, miał niezapomnianą, jedyną w swoim rodzaju artystyczną formę. Artysta do swych realizacji zaprzęgał żywioły: ziemię, ogień, szkło symbolizowało u niego powietrze. Na przełęczy Snozka w Pieninach artysta umieścił ekspresyjną rzeźbę, którą miała upamiętniać „Poległych w walce o utrwalenie władzy ludowej”. Obok poszarpanych, zębatych form główną rolę miał odgrywać w tej rzeźbie dźwięk, wzbudzany w piszczałakch przez wiatr wiejący na przełęczy. Pomnika jednak nigdy nie ukończono. To, co zostało jednak, robi do tej pory niezwykłe wrażenie i jest wybitnym dziełem sztuki. Pomnik, postawiony w 1966 roku, widoczny jest z dala dzięki swej formie i doskonale wykorzystuje charakter otoczenia, wpisuje się w panoramę nadając jej groźnego charakteru. Czarna, posępna barwa tworzy nastrój tak sugestywny, że można właściwie z łatwością wyobrazić sobie, że organy jednak grają. Jednak uchwalana właśnie przez Sejm ustawa o dekomunizacji przestrzeni publicznej grozi, że pomnik na przełęczy Snozka padnie pierwszą ofiarą zapału dekomunizacyjnego. Intensywnie działają na rze z zniszczenia wybitnego fragmentu kultury polskiej posłanka PiS Anna Paluch i podharcmistrz Adam Błaszczyk z Ludźmierza.

Znowu – to działanie obywa się bez konsultacji ze społeczeństwem. Pomnik upamiętnia niewłaściwych ludzi, a i sam Hasior jakiś taki bardziej podejrzany. W stanie wojennym dostał przecież galerię w Zakopanem… A fakt, że realizacja jest wybitnym dziełem sztuki, tym badziej niezwykłym, że dokonała się tutaj symbioza formy rzeźbiarskiej z otoczeniem, z naturą, że dzieło to upamiętnia swoje czasy – się nie liczy. Liczy się wystawienie na pokaz własnego patriotyzmu i jedynej możliwej opcji do pary z polskością przy takim jej rozumieniu - katolicyzmu. W ten sposób mamy czasy troglodytów kulturalnych.

Miejsce po Hasiorze zdecydowanie trzeba poddać egzorcyzmom: posłanka Paluch rzecz jasna pragnie postawić tutaj krzyż papieski.

3 komentarze:

  1. Bardzo się mi podoba pomnik ks. Piotra Skargi w Krakowie. Musi tam zostać a jeżeli rożni wichrzyciele i oszołomy chcą coś przenosić, to niech wyrzucą Czesława Miłosza ze Skałki bo prawdziwi piewcy polskości źle się z nim tam czują. Włodzimierz Podolak

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy16/3/09 11:37

    A może prawda jest taka, że to nie pomniki są złe tylko dziennikarze nie mają o czym pisać i piszą o sprawach na których sie nie znają. A może są ignorantami? A może nie lubią artystów wymienionych i robią wokół nich negatywny szum medialny? Ja studiuję na ASP i mnie sie pomniki podobają. Może nie wszystkie ale uważam, że akademizm to nic złego. Ja awangardy nie lubię i mam prawo.

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy25/3/09 14:31

    Jolu, masz prawo.

    Tylko nie staraj się poznać zbyt dobrze sztuki akademickiej, bo, uchowaj Boże, jeszcze nabierzesz ochoty na jakąś, tfu! tfu! awangardę.

    OdpowiedzUsuń