26.8.09

Minaret

Ten głos będzie na zasadzie „uderz w stół”, bo pragnę skomentować szeroko dyskutowaną ostatnio sprawę minaretu, czyli projektu dla Poznania, autorstwa Joanny Rajkowskiej. Projekt firmuje Fundacja Malta. Jak wiadomo z relacji ukazujących się np. w „Arteonie”, początkowo Joanna Rajkowska przedstawiła dwa projekty: jeden z nich to przekształcenie nieczynnego komina w minaret, drugi zaś to umieszczenie rzeźby przedstawiającej dostojnika kościoła rzymsko-katolickiego w nurtach rzeki Warty. W Poznaniu wybrano minaret. Warto jednak wiedzieć, że druga propozycja, nosząca nazwę Wodnik została wykorzystana w Krakowie podczas festiwalu ArtBoom.

Ten drugi, odrzucony w Poznaniu projekt – o ironio – nie wywołał nic oprócz lekkiej konsternacji, bo został głęboko ukryty w nurtach rzeczki Wilgi, tak że można się było jedynie domyślać po lekkiej plamie na powierzchni wody jego obecności (trudne to było nawet dla wtajemniczonych). Natomiast projekt minaretu dla Poznania, ciągle wzbudza emocje, polaryzuje sądy, skłóca ludzi, wciąż pozostając w sferze niezrealizowanych planów. I mam wrażenie, że takim pozostanie.

Są obrońcy projektu i ci, co go potępiają. Ja sama odnoszę wrażenie, że projekt nie powstał specjalnie dla Poznania. Równie dobrze mógłby zostać zaproponowany każdemu innemu polskiemu miastu. Przy tym, w być może w niezamierzony sposób pokazuje paradoksy, w jakie wikła się poprawnościowa problematyka i taka działalność artystyczna, która wyrasta ze sztuki krytycznej. Przygoda Joanny Rajkowskiej z Poznaniem ilustruje paradoksy, wobec jakich staje sztuka krytyczna na zamówienie. Artystka, jakby ich świadoma, zaproponowała realizację niejednoznaczną, irytującą, niepokojącą.

Ciekawe w kontekście minaretu jest wspomnieć projekt Centrum Kultury Islamu Al.-Fan, autorstwa Rahima Blaka, który dwa lata temu narobił sporo hałasu w Krakowie. Projektowi tego centrum siłę odbierało niezwykle silne zaangażowanie artysty w działania marketingowe przy małej wiarygodności samego pomysłu. Zapewne warto było wysunąć choćby tylko ideę Centrum. Jednak propozycja oscylowała pomiędzy prawdopodobieństwem a blagą, którą wszyscy podejrzewali. Został stworzony projekt architektoniczny, podobno znaleźli się chętni do sfinansowana placówki. Jednak lokalizacja pod Wawelem, o którą bili się najżarłoczniejsi inwestorzy, samochwalstwo młodego artysty i jego bełkotliwe wielomówstwo, sprawiało, że projekt nie chwycił, nie znalazł kontynuacji, mimo że jego autor jest naprawdę wyznawcą Islamu, i że wiele wysiłku włożył w stworzenie idei Centrum.

Jestem przeciwna przemienieniu komina nieczynnej fabryki? / zakładu? w minaret. Uważam bowiem, że stanowi on szantaż polityczną poprawnością, o czym pisze także Piotr Bernatowicz w ostatnim „Arteonie” (nr 8). W projekcie Rajkowskiej widzę chęć tworzenia przestrzeni agonistycznej w mieście, przestrzeni antagonizmu, przestrzeni, w której mógłby rozgrywać się konflikt (w czym widzę silną inspirację ideami Chantal Mouffe propagowanymi przez „Krytykę Polityczną”), drugą rzeczą jest zaś fascynacja obecnością symboli religijnych w życiu publicznym, wcielanie się ich np. w architekturę i ich władzę nad ludźmi. Jeśli minaret zostanie zrealizowany, jego obecność w Poznaniu będzie niosła zarzewie konfliktu, wiszące nad mieszkańcami miasta niczym ciemna chmura, nieustanne wyzwanie, nieustanne polaryzowanie opinii. Sam minaret nie jest przecież niewinną formą, jego potocznym odczytaniem w Polsce rządzi odniesienie sakralne. W Poznaniu nie było do tej pory meczetu, minaret stanowić tu będzie obcy kulturowy wtręt. Nie wiem jak wygląda reakcja wyznawców Islamu żyjących w stolicy Wielkopolski, czy wypowiedzieli się na ten temat i jakie jest ich zdanie o projekcie Rajkowskiej, czy nie widzą w nim manipulacji.

Nabudowanie minaretu na kominie jest aktem przepracowywania znaczeń, i – jak sądzę – ma wzbudzać skojarzenia z Holocaustem. W ten sposób, poprzez całkiem otwarte sięgnięcie do formy komina odsyłającego dalej – do pieców obozów koncentracyjnych, i poprzez przemilczanie tej kwestii w debacie nad projektem minaret mówi dobitnie o polskiej niepamięci w sprawie żydowskiej (mówi także zresztą o drugiej stronie tego zjawiska – o wszechpamięci, o tym, że istnieje zdecydowanie węższa od poprzedniej grupa osób, którym wszystko kojarzy się z jednym), do braku traumy po Zagładzie. Wątek duszności, złogów nieprzepracowanej pamięci niedającej spokoju – to niezwykle ważny wątek twórczości Joanny Rajkowskiej, widoczny przecież w najbardziej znanych jej pracach zrealizowanych w Warszawie: Palmie i Dotleniaczu. Ta męcząca nie-pamięć odniesiona zostaje do sytuacji Muzułmanów, ich domniemanego męczeństwa przy milczeniu świata. Minaret o takiej właśnie wymowie ma górować nad miastem – jako wieczna pokuta, wieczny wyrzut sumienia.

Gdyby Poznań zaakceptował projekt Rajkowskiej, uczyniłby to w niezrozumiałym dla mnie porywie: geście pokuty, jakiegoś szalonego umartwienia się za niepopełnione przewiny. Projekt minaretu został tak przedstawiony, że Poznań pozostaje jego zakładnikiem. Jeżeli bowiem go nie zaakceptuje, zostanie to uznane za decyzję tchórzliwą, przeciwko sztuce krytycznej i słusznej sprawie, jaką jest zwrócenie uwagi na – jak to tłumaczy m.in. „Arteon” – bliski już w czasie moment pojawienia się większej liczby Muzułmanów w Polsce. Minaret wzbudza opór i taki jest jego cel. Jednak konflikt przezeń wywołany wydaje mi się sztuczny i przebiega obok realnych problemów, jakimi żyją mieszkańcy Poznania.

Oczywiście, nie optuję za tym, by sztuka publiczna głaskała ludzi po główkach, ale sztuka, którą zmusza miasto i jego mieszkańców do poczucia winy, wydaje mi się zamysłem perfidnym.

1 komentarz: