Drodzy czytelnicy tego bloga :)
Postanowiłam podać do wiadomości publicznej fakty związane z konkursem na dyrektora Bunkra Sztuki, ponieważ uczestniczyłam w nim i nie zostało mi przekazane, że dotychczasowe elementy konkursu, których zaznałam, zostały obdarzone klauzulą tajności.
W Polsce obowiązuje od 2001 roku ustawa o dostępie do informacji publicznej, ale o ile obywatelu nie jesteś biegły w rozmaitych kruczkach prawnych i nie masz własnego prawnika, to na pewno nie wywalczysz prawa do bycia poinformowanych np. o przebiegu konkursów na dyrektorów instytucji kultury.
Tak czy owak, pragnę napisać o tym, co mnie dotyczy w kwestii konkursu na dyrektora Bunkra Sztuki. Z tego, co wiem, komisja konkursowa ma zakaz mówienia o samym konkursie.
Tak zatem wiele osób zaskoczyło zawarcie wśród wymagań organizatora w stosunku do przyszłego dyrektora obowiązek udowodnienia 3-letniego doświadczenia na stanowisku kierowniczym. Jako kandydatka oczekiwałam jasnej wykładni organizatora konkursu - co tak naprawdę znaczą owe 3 lata.
Tutaj dodam tylko dygresję, że wg współpracującego ze mną prawnika, ogłoszenie o konkursie zostało sformułowane tak, jakby Miasto Kraków - organizator Bunkra Sztuki - poszukiwał biegłego w kruczkach prawnych administratora, a nie menedżera biegłego w zarządzaniu instytucjami kultury.
Napisałam wraz z Martą Deskur pismo do Wydziału Kultury Krakowa z prośbą o wykładnię wymagań sprecyzowanych w ogłoszeniu o konkursie na dyrektora. Miałyśmy na myśli przede wszystkim owe nieszczęsne 3 lata na stanowisku kierowniczym (którego notabene w poprzednim konkursie, którego wygraną była Maria Anna Potocka, nie było), a także podobnie niebezpieczne, a nieprecyzyjne sformułowania jak biegła znajomość jakiegokolwiek języka obcego (mógłby to być zatem angielski sprawdzany przez zawodowego tłumacza, ale także rosyjski sprawdzany przez pracownicę Wydziału Kultury).
Na list ów Komitet otrzymał odpowiedź p. Turlejskiej, zastępczyni dyrektora Wydziału Kultury i Dziedzictwa Narodowego Urzędu Miasta Kraków. W liście p. Turlejska głosiła, że 3 lata na stanowisku kierowniczym to także doświadczenie jako kurator wystaw i innych wydarzeń kulturalnych.
Niestety, już w trakcie samego konkursu okazało się, że Miasto Kraków nie chce mieć jako dyrektora Bunkra osoby, która jest praktykiem w świecie sztuki: chce mieć kogoś, kogo zaaprobuje prawnik miejski. Ów prawnik po prostu siadł nad papierami kandydatów oceniając co się nadaje. Prawnik ten cofnął moje papiery, ponieważ przez wiele lat byłam wolontariuszem pełniącym obowiązki kierownika działu sztuki w Kwartalniku Literackim "Kresy", a - jak się okazało - wg prawa z 2003 (o wolontariacie) nie jest to świadczenie pracy.Tak zatem posiadanie formalnego zapisu w świadectwie pracy - jako kierownik byle czego - jest zasadnicze. Tak zatem nad wnioskami siedzi prawnik miejski i ma w nosie wszelkie niuanse. Prawnik musi dostać odpowiedni dokument, inaczej kandydat odpada i pan Filip Berkowicz, Przewodniczący Komisji Konkursowej, to potwierdzi.
Stąd zatem mój wniosek: akcja na rzecz dowartościowania pracy kuratorów. O tym pisałam wielokrotnie i to doprawdy paląca potrzeba. Dodam tylko, że jako obywatel płacący podatki na Gminę Miejską Kraków, tak zatem również na kulturę, płacę na byle co - ponieważ wykładnie prawnika są doprawdy w praktyce niewiele warte.
Na dodatek, po tym, jak mój wniosek został oddalony (a miałam przygotowaną całościową wizję funkcjonowania galerii Bunkier Sztuki - o którą nie zapytał mnie nikt), okazało się, że w ogóle cały konkurs został nierozstrzygnięty i będzie prawdopodobnie ogłoszony na nowo, o ile Prezydent Majchrowski nie zdecyduje się na nominowanie własnego kandydata. Ciekawe kogo.
Prawdopodobnie nie będę startować w nowym konkursie, bo wolę swą energię przeznaczyć na kreowanie własnych przedsięwzięć, a nie na:
1. przekonywanie p. Stanisława Tabisza, że Bunkier Sztuki zrobi wystawę krakowskiemu ZPAP
2. walkę z prawnikiem miasta Kraków, że doświadczenie kuratorskie i kierownicze od 1993 roku, a nie znajdujące odpowiedniego zapisu w świadectwie pracy, się liczy
3. uczestnictwo w próbach udowodnienia, że nie znam się na kruczkach prawnych, jakby one decydowały, czy ktoś nadaje się na dyrektora, czy nie.
Najsmutniejsza jednak w tym wszystkim jest dezynwoltura organizatora Bunkra Sztuki, Gminy Miejskiej Kraków, w traktowaniu tej instytucji. Z każdym dniem życia w zawieszeniu, bez dyrektora, sytuacja galerii, w której mam przyjemność pracować - i być autorką wielu głośnych wydarzeń w niej zrealizowanych - pogarsza się. Piszę o tym powodowana odpowiedzialnością za instytucję i zaniepokojona zastojem decyzyjnym, jaki wokół niej panuje. Już w tej chwili znajduje się w opłakanym stanie pod wieloma względami. Każdy dzień czekania na nowy konkurs sytuację pogarsza. Przypomnę, że Miasto zapowiadało bardzo szybkie rozpisanie konkursu, zaraz po odejściu Marii Anny Potockiej do budowanego muzeum, któremu nadała nazwę Mocak - w lutym tego roku. Z niezrealizowanych obietnic nikt Miasta nie rozliczył, a Galeria ledwie zipie z okrojonym o 30% w stosunku do poprzedniego, wcale też niezbyt obfitego w dotację miejską, roku. Nie jest w stanie też planować dalekosiężnych ruchów, w tym kompleksowego pozyskiwania środków.
Czy mamy zatem szansę na kompetentny konkurs i wybranie dobrego fachowca - z wizją reformy instytucji i uczynienia z niej żywego ośrodka nowej sztuki? (A już dzisiaj widać, że przyszły rok będzie dla Bunkra stracony). Chciałabym wierzyć, że tak, ale niestety, moja wiara nie znajduje poparcia w rzeczywistości.
Magda, z tego zagłębia hosteli i festiwali trzeba sp*** póki nie jest za późno. To miasto jest zawirusowane przez rodzinne układy i układziki. Jak w Krakowie pracują "kompetentni" urzędnicy posługujący się łamaną angielszczyzną:
OdpowiedzUsuńhttp://krakow.gazeta.pl/krakow/1,35798,8159676,Milczaca_promocja_krakowskich_muzeow_w_Londynie.html
Naprawdę nie wiadomo cy się śmiać czy płakać.
Ciekawe jak weryfikowano kompetencje pani Gruener. LOL
Fatalny ten komentarz powyżej, sorry. Co za cienizna. Zamiast się przerażać, obrażać i wiać - trzeba spokojnie konsekwentnie robić swoje, jaki jest inny sposób na kliki, mataczenia urzędników i inne czynniki grzybiczo - rakotwórcze wrogie ludowi pracującemu? Mając taką koalicję, jaką zawiązaliście, nie wolno dać się wymanewrować, zniechęcić i rozejść po pawlaczach. Namawiam usilnie :) do nie rezygnowania z konkursu. Prosimy o dalsze relacje ze starć z niekompetencją i mataczeniem urzędników aż do pojawienia się (w końcu) zasłużonych pochwał i uznania dla ich pracy. Przecież ten moment MUSI nastąpić. Dobrze tylko by było, gdyby to nie była walka w pojedynkę. Macie świetną, rewolucyjną grupę, nie zmarnujcie tego.
OdpowiedzUsuńMoże niezłym pomysłem na teraz, byłoby zatrudnienie chłopaka za 50zeta, który wrzuci włamką na skrzynki pocztowe wszystkich zainteresowanych urzędników link do opisu konkursu na szefa ZUJ-a. http://www.obieg.pl/wydarzenie/18244 . Sami w sieci nie znajdą :) a jest okazja trochę się podciągnąć w podstawowym zakresie.
Swoją drogą, ilość kandydatów na ten konkurs wgniata w fotel. Ale w końcu to tylko zuj... :)
Pozdrowienia serdeczne
PP
Ty nawet, biedactwo, nawet ukryć nie potrafisz, że chodzi ci o własny tyłek na etacie a nie o żadną przyszłość instytucji. Kulturę, którą proponowaliście w Bunkrze i innych dotowanych (też w układziku toczka w toczkę jak ten urzędniczy) możecie sobie wsadzić w dupę, nie interesuje ona nikogo oprócz waszego zafajdanego i bardzo wąskiego grona wzajemnych adoratorów. ZUJ i CSW w Toruniu są idealnym przykładem funkcjonowania tego układu.
OdpowiedzUsuńMożesz opisać ten układ?
OdpowiedzUsuńMogę opisać. Tylko po co? Dla tych, co wiedzą, żadna rewelacja, tym zaś co nie wiedzą, choć pracują na rzecz układu, oburzenie że się ich posądza odbierze resztki zdrowego rozsądku, potrzebnego do rzeczowej oceny stanu faktycznego. Czy Pani naprawdę wierzy w tę eksplozję talentów ostatniej dekady, które bez publicznego grosza dawno poszłyby się j.... . Czy Pani wierzy w te międzynarodowe Vincenty, Tate Modern, Gagosiany, te 100 tysięczne (w kapuście) nagrody, etaty w Kunsthausach w Bazylei i Joanneum w Grazu. Otóż Pani nie wierzy. Nie wierzy, że można działać w Polsce poza dotowaną instytucją (dowodzą tego starania o stołek w Bunkrze). Nie wierzy w proste działanie: Jestem dobra, mam świetnych artystów, pokażę ich światu, świat padnie z wrażenia i obsypie wszelkim dobrem. Nie. Pani chce mieć zapłacone z góry, przez tego co ma się nie wtrącać, bo i tak nic nie wie. No, fajnie, fajnie.
OdpowiedzUsuńDziękuję za odpowiedź, ale nie bardzo rozumiem tę argumentację. Co jest wstydliwego w staraniu się o stołek w instytucji miejskiej?
OdpowiedzUsuńNie bardzo też rozumiem obrażanie się na to, że rynek sztuki istnieje i rządzi się swoimi prawami.
Oczywiście nie ma nic wstydliwego w staraniu się o stołek w Bunkrze. Wstydliwa jest świadomość, że tutaj bez stołka, z choćby nie wiem jak wielkimi kwalifikacjami, można se tylko palcem w bucie pomerdać.
OdpowiedzUsuńPani raczy żartować z tym rynkiem. Niech Pani spróbuje sprzedać na rynku cokolwiek za ułamek ceny, za którą kupują dotowane instytucje od swojaków do zbiorów (np. cembrowina Bałki za 80 tys.do ZUJ-a). Rynek? Proszę spróbować prywatnie wystartować w dowolnych targach, wydać za swoje przyzwoity katalog, sfinansować wystawę. W dotowanych instytucjach za to obraca się nieopierzonym towarem różnych chętnych do dealu gówniarzy z tak rozdętym bio, że reszta odpada w przedbiegach.