Czytam, że konkurs na dyrektora CSW w Warszawie wygrał Fabbio Cavalucci, który przedstawił erudycyjny esej o rodzajach instytucji kultury w dzisiejszych czasach. Gdy zadano mu pytanie o rozwiązania prawne, kandydat odparł przytomnie, że zamierza zatrudnić prawnika. Zaświtała we mnie nadzieja, że nie wszystko jednak w Polsce stracone. Jednak nie w Krakowie, gdzie szans na wygranie konkursu bez formalnego, poświadczonego zatem świadectwem pracy, doświadczenia na jakimkolwiek stanowisku kierowniczym, nie ma. Na podstawie erudycyjnego eseju i bycia po prostu znakomitym specjalistą z charyzmatyczną osobowością i z doskonałym rozeznaniem w kulturze, można co najwyżej mieć własną satysfakcję, a nie wygrywać konkursy na dyrektora Bunkra Sztuki. Każde dziecko dobrze wie, że konkursy wygrywa się dzięki czemu innemu, co poświadczają komentarze na moim blogu. W Krakowie konkurs jest bowiem o wiele bardziej... wymagający: trzeba wkuwać ustawy, w szczególności zaś prawo o prowadzeniu działalności kulturalnej, ustawę o wolontariacie, kodeks pracy, ustawę o finansach publicznych – największą uwagą obdarzając kruczki prawne.
Wyjaśnienie jest proste: gdy nie ma pomysłu na galerię miejską, wtedy uwagę skupia się na ustawach. Wszystko wskazuje na to zatem, że wola miejskich decydentów jest taka, żeby z Bunkrem był święty spokój. Pisałam już, że przyszły rok będzie w naszej galerii jeszcze gorszy.
znając nasze (Polaków) umiłowanie do papierów, regulamninów i ustaw aż dziw bierze, że w Wawie potrafili się wznieść ponad to
OdpowiedzUsuńP.S. ciekawy blog, poczytam sobie jeśli można :)
Kto chce, niech się zachwyca wyborem Cavalucciego i jego erudycją. Najmniej ten wybór powinien podobać się rodzimym kuratorom, bo jakby nie patrzeć, odpowiedź dlaczego wzięli Włocha, dla nich może być tylko ujmą ... na honorze.
OdpowiedzUsuńNie rozumiem też zachwytów nad jego propozycją, by zatrudnić prawnika. Owszem, można jeszcze zatrudnić prawnika, tuzin doradców, kopę różnej maści menedżerów, bo kasy u dotowanych jest jak lodu. Tylko artysta będzie -jak zwykle- miał pod wydział, a najlepiej jakby podarował.
A wolno zapytać kto byłby idealnym dyrektorem? Nie chodzi mi o nazwiska, ale o określenie tego kandydata - jego cech, profilu zawodowego...
OdpowiedzUsuńTo zadanie nie ma rozwiązania, dlatego nie ma uzasadnienia dla istnienia instytucji dotowanych, biorących udział w bieżącym rynku sztuki. Jak by do tego nie podejść, zawsze będzie przewał:
OdpowiedzUsuń1. Idealny byłby świetnie zorientowany w branży ale bez kolesi z branży - NIEREALNE
2. Idealny byłby omnibus ale i specjalista -NIEWYKONALNE
3. Idealny byłby wrażliwiec w przedmiocie sztuki ale przytomny w funkcjonowaniu instytucji sztuki - ABSURDALNE
Poza tym kto, mając nie swoją kasę do takiego czy innego podziału, w chronicznie niedoinwestowanej działce, oprze się pokusie?
Kto zdobędzie wielkie środki jako funkcyjny, jeśli "w cywilu" nie potrafił zdobyć nawet niewielkich?
Kto rozsądnie wyda wielkie pieniądze, jeśli "w cywilu" nie potrafił zdobyć nawet niewielkich?
Dlaczego z pieniędzy z przeznaczeniem na kulturę, mają w instytucjach korzystać "pośrednicy" i "upowszechniacze", jeśli ich nie ma w pierwszym rzędzie dla twórców?
Dlaczego pośrednicy i upowszechniacze mają wydzielać środki wytwarzaczom, a nie odwrotnie?
Dlaczego ktokolwiek ma swoje, prywatne pomysły i plany realizować publicznym groszem w tym samym czasie, gdy na tym samym rynku funkcjonują podmioty, realizujące prywatne pomysły przywatnym dochodem?
Gratuluję, jeśli się Pani upora z odpowiedziami na powyższe kwestie.
Rozumiem, że myśli Pani nad odpowiedziami?
OdpowiedzUsuńfacet Kozyry !! i wszystko jasne
OdpowiedzUsuńDlaczego pan Berkowicz w ogóle nie pojawia się w Bunkrze Sztuki? Ani na otwarciach, ani na innych wydarzeniach, ani po prostu na wystawach? Jak osoba, która organizuje i prowadzi konkurs na dyrektora Bunkra Sztuki, może być kompletnym ignorantem jeśli chodzi o jego działalność?
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że tak długo milczałam. Uważam, że Pana / Pani (?) odpowiedź jest w dużej mierze trafna, punktuje bardzo dobrze podstawowe problemy związane z wyborem sprawnego menedżera i jednocześnie wizjonerskiego kuratora do instytucji kultury. Praktycznie niewykonalne, jak to widzę na konkretnych przykładach. Podstawowym problemem wydaje mi się jednak próba politycznego wpływu i wybierania własnych protegowanych przez organy założycielskie instytucji kultury. Moim zdaniem, remedium na problem niedostatku demokracji w tej mierze jest kontrola obywatelska, patrzenie urzędnikom na ręce, a nie likwidacja publicznych instytucji kultury. Wolny rynek nie rozwiąże problemu, tzn. nie jest absolutnie gwarantem tworzenia dobrej sztuki.
OdpowiedzUsuńSkąd Pani to wiedzieć może czy wolny rynek rozwiąże czy nie rozwiąże. Jeszcze się przecież tak nie zdarzyło w III RP, żeby wolny rynek decydował, za to nieprzerwanie, od komuny funkcjonują etatystyczne, przerośnięte, niewydolne, dotowane instytucje publiczne. W których dyrektorów obsadzają:
OdpowiedzUsuńPrimo: ci z samorządowego rozdzielnika (np.Łubowski)
Sekundo: Szymczyk z Budakiem et consortes z tylnych siedzeń takich samych dotowanych instytucji zachodnich (Cavalucci, Denegri).
Reaguje Pani z szybkością szachisty korespondencyjnego. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń:) To prawda. Jednak wolny rynek w kulturze nie zastąpi dyrektorów z rozdzielnika dyrektorami - wizjonerami i menedżerami z prawdziwego zdarzenia w jednej osobie. Spowodowałby wprowadzenie kryterium opłacalności i "zarabiania na siebie". Czyli np. Bunkier Sztuki pokazywałby wyłącznie wystawy w typie Word Press Photo.
OdpowiedzUsuńMyli się Pani gruntownie. Otóż, jak Pani zapewne widzi, kultura wysoka (także ta z Bunkra), nie jest -bynajmniej- kopana w d.., tylko odnosi komercyjne sukcesy: Krasiński, Bałka, Libera w Tate, Żmijewski w New Museum, Althamer wszędzie, Kozyra takoż, Ziółkowski z Sasnalem, Bujnowskim i Maciejowskim sprzedają obrazki jak świeże bułeczki (JJZ po 45 000 baksów/sztuka, rozeszły się na targach w 5 min. po otwarciu) itd, etc. Oczywiście te zyski są "prywatyzowane" przez samych artystów i reprezentujące ich prywatne galerie: Raster, Anton Kern, Hauser & Wirth, Branicka/Żak, Perrotin, Johnen, Hollybush Gardens,Gladstone i inne. Ale -jak Pani wie, wcześniej koszty promocji tych nazwisk były nacjonalizowane i ponosił je polski podatnik (wysyłając Bałkę, Kozyrę i Żmijewskiego do Wenecji, robiąc wystawy z obszernymi publikacjami w narodowych galeriach,Bunkrach, zakupach po 80 tys do ZUJ-ów itd). Oczywiście kogo promować za nacjonalizowane koszty decydował urzędnik w dotowanych instytucjach sztuki, krótko mówiąc za pieniądze podatnika realizował własny gust, korzystny układ i realizował siebie (na 100 w rankingu ZUJ-a, prawie 3/4 to kuratorzy i inni upowszechniacze "po linii"). Jeśli to jest to o czym Pani marzy, to dobrze Pani marzy. Nie wiem tylko czy z korzyścią dla sztuki, wolności i innych bzdurek.
OdpowiedzUsuńNieopublikowała Pani mojego komentarza. Myślę, że doskonale Pani wie, kiedy nie publikować. Nie szkodzi, te argumenty i tak wypłyną, a tu mam pełną jasność.
OdpowiedzUsuńNie opublikowałam, bo nie miałam wczoraj dostępu do sieci. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKamień z serca mi spadł, że to brak dostępu, spowodował wstrzymanie publikacji komentarza. Sorry zatem za moje niecne domysły. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńSzanowna Pani,
OdpowiedzUsuńa skąd te pomysły, że Cavalucci został dyrektorem wyłącznie ze względu na erudycyjny esej? Otóż konkurs na dyrektora CSW wyglądał tak dlatego, że oprócz erudycji trzeba było wykazać się właśnie stażem na kierowniczym stanowisku i nic tu się nie zmieniło, proszę mi wierzyć erudycyjnych autorów jest sporo i gdyby to stanowiło kryterium doboru kandydatów na pewno nie wybierano by spośród śliźińskiej, fabijańskiej i cavalucciego.
Na podstawie esejów proszę Pani, to już dziś nawet na rzadko które studia przyjmują.