3.9.11

Aktualia

W maju 2011 roku premier Donald Tusk podpisał Pakt dla Kultury stworzony przez Obywateli dla Kultury. Ciekawe, choć często nieadekwatne komentarze do treści Paktu  można znaleźć na stronach „Dwutygodnika”. Oprócz oceny samej inicjatywy Obywateli dają także obraz mentalności ludzi kultury, przede wszystkim związanych z Warszawą, jej układem sił, jej instytucjami i organizacjami.

Tymczasem wakacje się kończą i zaczyna się dziać, także i w sferze kultury (ostatecznie to rok wyborczy, więc jeszcze coś się dzieje). Od dawna nie śledzę polskiej sceny artystycznej całościowo, oto zatem moje uwagi cząstkowe.

Dostałam maila od Kuby Szredera. Znajduje się tam informacja o stronie art-leaks.org, gdzie można opisywać haniebne praktyki związane z polityką kulturalną danego kraju, miasta, instytucji. To sprowokowało mnie do kilku uwag. Nie miałam zamiaru specjalizować się w wypowiadaniu pesymistycznych opinii o sytuacji wysoko kwalifikowanych pracowników  kultury w Polsce, to jednak ta strona przypomniała o całej rzeszy pozbawionych głosu osób (bo i nie chcących sobie szkodzić wypowiedziami – lęk jest cały czas w Polsce niezwykle ważnym elementem kształtującym postawy ludzi sztuki w sferze publicznej, a i po prostu kalkulacja kosztów, zamykająca usta, spychająca postawy reformatorskie do sfery plotkowania, niezwykle rozwiniętego w naszej branży). Tak więc, dlaczego w polskiej dyskusji o pracy nie ma się świadomości o całkowitym zejściu do nizin ludzi związanych z kulturą? Kulturą pierwszego kontaktu? Wszyscy instruktorzy, wychowawcy i pisarze, ale także i krytycy i kuratorzy, żyją z tak często i z lubością przez sympatyków lewicy opisywanej „precarious work” – pracy, która tylko uzależnia człowieka nie pozwalając mu na nic innego, daje tak nędzne pieniądze, że pozwalają one na przeżycie co najwyżej dwóch tygodni. W Polsce ta haniebna sytuacja nie dotyczy jedynie pracowników ochrony czy supermarketów. Dotyczy ona w całej rozciągłości kultury. Do powszechnej w kulturze pensji 1400 czy 1500 na rękę trzeba dorobić, żeby przeżyć. Ci, którzy niezłomnie apelują o etyczność kuratorów i krytyków powinni uwzględnić także ich sytuację życiową. Z tego właśnie powodu namawiam pracowników kultury do tego, żeby raz na zawsze przestać je dofinansowywać własne instytucje. Przy śmieciowej pensji, zarzutach o nieetyczność i braku zrozumienia dla pracy twórczej nie wkładać własnych funduszy w przygotowywanie projektów w miejscach pracy! Proszę mi pokazać która instytucja interesuje się finansowaniem wyjazdów i kupowaniem książek.

Pracę w kulturze można porównać do pracy w Biedronce – to, aż przykro mi to pisać, praca „śmieciowa”: płaca nie pozwala na przetrwanie. To praca taka, jak opisywane przez Barbarę Ehrenreich zajęcie w amerykańskim Wal-Mart. Masz pracę (a w kulturze masz także i umiejętności), a pozostajesz pariasem. Popatrz na pracowników jakiejkolwiek instytucji sztuki najnowszej w Polsce, a dostrzeżesz tę prostą i aktualną zasadę rynku pracy.

Nagłaśniana przez Ogólnopolskie Forum Sztuki Współczesnej historia kuratorki Milady Slizińskiej, która po latach pracy i wielu niezłych wystawach została zwolniona przez dyrektora Fabbia Cavalucciego, wydaje się potwierdzać moje uwagi. Oczywiście, rzeczą niezwykłej wagi jest solidarność środowiskowa i uznanie zawodowe, których wyrazy są publikowane w dużej ilości przez OFSW. Dlaczego jednak Forum wywiera presję na dyrektorze CSW? Dlaczego go de facto oskarża? Decyduje się na konkretną interwencję nie zdając sobie sprawy z gry interesów, jaką akcja ujawnia, publikując emocjonalne głosy osób oburzonych, wkraczając bezceremonialnie w życie instytucji kultury? Rzecz jasna, środowisko ma prawo wyrażać krytykę instytucji i jej dyrektora (w tym wypadku poprzez swojego przedstawiciela), jednak, by być wiarygodne, powinno swoje zaangażowanie w konkretne spory przenosić także na płaszczyznę bardziej generalną, powinno używać maksymalnej rozwagi: spokojnie i merytorycznie wyjaśniać swoje cele, zaangażować profesjonalistów, poza podejrzeniami o rozgrywanie swoich interesów. Inaczej będzie się niewiarygodnym i nieskutecznym w walce o jakość pracy w kulturze. Tymczasem zaangażowanie OFSW powiela najgorsze wzory reakcji środowiskowej i pokazuje dlaczego nasze środowisko jest tak słabe i pozbawione realnego oddziaływania na świat zewnętrzny: posługuje się emocjami, szantażem, wykluczeniami, hasłami typu „my wiemy, jak tam jest źle, a wy nie wiecie”. Cała akcja zawiera niewiele argumentów merytorycznych i pachnie nagonką na Cavalucciego.

Chcę przy tym być dobrze zrozumiana: nie staję po niczyjej stronie w tym sporze, pragnęłabym – jeśli w ogóle, to wyrazistszego go naświetlenia. Jednak pamiętajmy, że dyrektor postąpił zgodnie z prawem i argumenty na swoją obronę posiada. Oczywiście, jestem całym sercem za poszanowaniem pracy kuratorów, pracy twórczej w instytucjach kultury, prawa do zachowania własnej indywidualności.

Życzyłabym sobie jednak przede wszystkim, aby przedstawiciel mojego środowiska mniej uczestniczył w czymś, co łatwo zasłuży na zarzut rozgrywek o władzę, a bardziej zaangażował się w ustanawianie kodeksu dobrych praktyk w polskich instytucjach kultury w ogóle. I żeby zdawał sobie sprawę z realnych warunków pracy w kulturze dzisiaj – czyniąc to punktem wyjściowym do pracy nad ich polepszeniem.

2.9.11

Laureaci FAMY

FAMA dobiegła już końca. 
Dla warsztatów krytyki i grupy artystycznej wieści bardzo dobre. 

Wśród laureatów znalazło się aż siedem (w porywach osiem) osób z nami związanych! 

Tytuł HONOROWEGO LAUREATA FESTIWALU za wysoki poziom swoich prezentacji, otrzymały m.in. w kategorii "sztuki plastyczne" Magdalena Sawicka i grupa Kuku Kuku (Katarzyna Kukuła, Agata Kus) z ASP w Krakowie (a także Szymon Piasta z Politechniki Radomskiej), zaś w kategorii "dziennikarz - Tomasz Płomiński. 

NAGRODĘ IM. MARKA KASZA dla najlepszego dziennikarza festiwalu otrzymały Joanna Figarska i Magdalena Zięba – Kierownice gazety „Famazine”

Związana z warsztatem krytycznym Marta Marciniak otrzymała z kolei NAGRODĘ IM. MARIANA REDWANA, przyznawaną za poziom prezentowanych tekstów i całokształt prac związanych z literaturą na festiwalu (razem z Karoliną Iwańczyk). 

Wszystkim Laureatkom i Laureatom serdecznie gratuluję!


21.8.11

wystawy FAMA Świnoujście

Agata Kus i Kasia Kukuła, czyli Kuku kuku na otwarciu wystawy "Siostro, basen!"

rysunki Magdy Sawickiej, wystawa "Siostro, basen!"

Robot Eweliny Borowieckiej, wystawa "Siostro, basen!"



"Piksele" Agaty Dębickiej, wystawa "Siostro, basen!"


Praca grupy z Radomia, wystawa "Siostro, basen!"



Plakat wystawy plażowej "W tych pięknych okolicznościach przyrody"


Wystawa plażowa "W tych pięknych okolicznościach przyrody"

Wszystkie fotografie: Karolina Falkiewicz, cannon-cat.blogspot.com - można tam znaleźć więcej zdjęć z tegorocznej Famy


Dzisiaj otwarcie "Siostro, basen!" - wystawy młodych artystów w Basenie Północnym w Świnoujściu. A wcześniej projekt na plaży - grupy Kuku Kuku z Krakowa!


Siostro, basen!
W tych pięknych okolicznościach przyrody

20.8.11

FAMA blog Świnoujście

Polecam: wizualno-tekstowy dziennik ze Świnoujścia w trakcie trwania FAMY, autorzy: Marta Marciniak i Janek Owczarek. Odkrywanie miasta w szczycie sezonu turystycznego i znanego festiwalu młodych artystów.

Uwaga! Trzeba kliknąć w zakładkę "czytaj bloga"

29.6.11

Osobisty przewodnik po Lublinie

Polecam!

Stowarzyszenie Homo Faber w Lublinie organizuje indywidualne oprowadzanie po mieście!
Jak ogłaszają organizatorzy programu "Lublin Szeptany" - Nie chcemy oprowadzać wszystkich. Oprowadzimy każdego z osobna! Pomysł jest świetny: różne osoby, które mają do powiedzenia coś niebanalnego i osobistego o mieście, prowadzą swoim szlakiem po Lublinie. To jest zarejestrowane i do ściągnięcia ze strony: www.szeptany.lublin.pl

Można wybierać wśród różnych tras, np. "Lublin żydowski" (oprowadza Robert Kuwałek), "Kryminalny" (Marcin Wroński), "Opozycyjny" (Barbara i Andrzej Pleszczyńscy, Michał Stanowski, Dariusz Wójcik), "Anarchistyczny" (Kazik Malinowski) i wiele innych., a także zaproponować trasy w językach obcych, włączając arabski.

Ładujesz oprowadzanie na swoją mp trójkę i wędrujesz po mieście kiedy chcesz z własnym osobistym przewodnikiem. Spróbujcie sami!

Lublin Szeptany

14.6.11

Podstawowa niejasność



mural Blu na Starym Podgórzu w Krakowie, maj 2011


Nie będę się w tym miejscu rozpisywać o festiwalu ArtBoom, którego - jak zgodnym chórem twierdzą krytycy - Kraków bardzo potrzebuje. Do tej pory nie miałam okazji uczestniczyć w jego wydarzeniach, choć mam nadzieję, że to się w końcu uda. Festiwal dopiero się zaczął. Już teraz jednak mogę zwrócić uwagę, że opisany na stronie http://www.artboomfestival.pl/ program wydarzeń bywa enigmatyczny. Trudno dojść gdzie się co odbywa. Są także wydarzenia, na które trzeba się zapisywać i jest mało miejsc. Znakiem tego roku jest - jak się zdaje - często odwołanie do „ekskluzywności”. Być może dlatego program został ogłoszony ledwie na 2 tygodnie przed otwarciem?

Nie zapominajmy, że Festiwal ArtBoom, którego organizatorem jest Krakowskie Biuro Festiwalowe, to – cytując za stroną internetową – eksplozja sztuki współczesnej w przestrzeni publicznej, sztuki, która prowokuje, zastanawia, wchodzi w interakcję z widzem, sprzyja kontemplacji. Wydarzenie wchodzi w skład serii festiwali mających za zadanie podtrzymać wizerunek Krakowa jako polskiej stolicy kultury. Powyższa strategia promocji miasta nazywa się „6 zmysłów” i powstała w 2008 roku.

To jest trzecia edycja ArtBoomu, którego dyrektorem artystycznym jest Małgorzata Gołębiewska, związana z Fundacją Wschód Sztuki i galerii Art Agenda Nova. Poprzednie dwie edycje traktowane były przez krytyków mimo wszystko ulgowo, krytykowane, ale jednak mówiono, że miasto potrzebuje, że to niezbędny oddech wolności w straszliwie klaustrofobicznym Krakowie itp. Tegoroczna strategia jest inna, mniej artystów, mniej sław, jeszcze więcej za to kuratorów i osób odpowiedzialnych. I haseł o zwrocie w stronę samego miasta, jego mieszkańców i jego problemów. Stworzony został ZOM - Zakład Odzyskiwania Miasta, złożony z grupy kuratorów i kuratorek, którzy we współpracy z miejskimi aktywistami deklarują utworzenie laboratorium miejskości. Oprócz sław i spektakularnych realizacji, jak Jenny Holzer (która wcześniej za tym samym pobytem pojawiła się w Poznaniu) i David Černy, pojawił się przenośny namiot, gdzie głos oddano aktywistom, artystom, pracownikom domów kultury.

Wszystko to zapowiada się nieco enigmatycznie, może niezbyt spójnie (tzn nie stoi za tym jakaś wizja po co i dla kogo właściwie ten festiwal), lecz ciekawie. O wydarzeniach może jeszcze napiszę, a na razie wspomnę tylko o zasadniczej niejasności, której poczucie towarzyszy mi od momentu gdy zapoznałam się z pierwszymi przejawiami ArtBoom 2011. Dwa przykłady. Mural BLU na Starym Podgórzu. Pojawił się bodaj najwcześniej - jako zapowiedź festiwalu. Notabene, Stare Podgórze zdaje się być ulubioną dzielnicą dla arbitralnych lokalizacji dzieł artystycznych w "przestrzeni publicznej". Jest to miejsce bardzo wygodne, bo nie opanowane doszczętnie przez developperów, stąd łatwiej pewnie uzyskać zgody na lokalizacje, a przy tym znajdujące się odpowiednio blisko do centrum i jednocześnie w bezpieczny oddaleniu od Wawelu. W podobnej lokalizacji znalazł się w 2009 roku korytarz Mirosława Bałki i rzeźba Kardynał Joanny Rajkowskiej w Wildze. Nowy mural, autorstwa renomowanego autora, wygląda z drugiej strony Wisły jak… reklama wielkiego kufla piwa.

Prawdopodobieństwo błędnego odczytania treści muralu wzmaga fakt, że tuż obok znajduje się znany pub i miejsce koncertów – Drukarnia, które notabene – jak wieść niesie – będzie się zwijało z powodu podwyżek czynszu. W miejscu tym powstało już jednak zagłębie knajpiane dla młodej, dorabiającej się klasy średniej, więc mural jak najbardziej na miejscu. A jednak to, co z daleka wygląda jak reklama złocistego trunku, z bliższego dystansu okazuje się być hybrydą dzwonu z emblematami papieskimi z tubą do głośnego mówienia. Tak więc wymowa prosta: ogłupieni ludzi (odmalowani u dołu) podążają ślepo za Kościołem. I tu pytanie: dlaczego miasto zamawia antypapieski mural? To samo miasto, które angażuje się organizacyjnie i finansowo w organizację beatyfikacji Jana Pawła II. Skoro tak, to mural BLU jest mrugnięciem okiem w stronę młodszej publiczności – „wiemy jak to jest, jesteśmy fajni i… pseudokrytyczni”. Problemami gentryfikacji miejsca lokalizacji muralu BLU żaden z licznych autorów / kuratorów / organizatorów ArtBoomu nie zaprząta sobie przy tym głowy.

Kolejny przykład niejasności. Festiwal reklamuje się filmikiem. Bodajże w telewizji tramwajowej poznałam jedno z tegorocznych haseł: „odzyskać miasto”,
się także w nazwie kolektywu ZOM. I ja nie rozumiem. Jak to? Miasto chce odzyskać miasto? Prezydent Majchrowski , który zaprasza na "ArtBoom Festival " odzyskuje? Dla kogo? W imię czego i kogo?

Wiadomo, neoliberalizm potrafi wchłonąć wszystko, przerobić nawet najbardziej szlachetne i szczere hasła na rozrywkę. Miasto zatem w 3. Edycji ArtBoomu firmuje krytyczny namysł nad samym sobą i zaprasza do programu rozmaitych działaczy miejskich, których przez resztę roku ma w nosie.


Nie potrafię pozbyć się wrażenia, że ArtBoom, mimo zdecydowanie większego wysiłku włożonego w tym roku w przemyślenie programu, traktuje mieszkańców Krakowa jako rodzaj dekoracji.

8.6.11

Mały komentarz



Mały komentarz do w „Połowie puste” – półfikcyjnej biografii Oskara Dawickiego autorstwa Łukaszów Gorczycy i Rondudy, która w zamierzeniu miała zrobić wiele towarzyskiego hałasu i która zebrała wiele entuzjastycznych recenzji. Autorzy książki założyli bloga. 

A teraz wyobraźcie sobie, że Jerzy Pilch zakłada bloga, żeby śledzić recenzje, jakie powstały po wydaniu jego ostatniej książki. Że wkłada wysiłek, żeby zapoznać się z nimi, wypowiedzieć o nich opinię. Albo że Marcin Świetlicki poświęca czas na śledzenie i recenzowanie kwestii odbioru swojego tomiku. 

Zdumiewające: stworzyć coś i kontrolować odbiór. Wydać książkę i recenzować recenzentów.
Strategia strachliwa, utopijna i narcystyczna zarazem.