4.6.08

bb5 - kilka uwag

Berlin, Skulpturenpark, praca Katařiny Šedy

Berlin, Skulpturenpark, praca Katařiny Šedy

Berlin, Skulpturenpark, praca zaimprowizowana

Berlin, Skulpturenpark, praca Ani Molskiej
wszytkie fot. Katarzyna Barańska




Obecnie berlińskie Biennale jest tak odmienne od poprzedniego, że trudno to uznać za przypadek. Gremium z KW postawiło na Adama Szymczyka, który miał zagwarantować kompletnie inne podejście niż dotychczas. To prawda, że poprzednim, bardzo solidnie odrobionym Biennale team Cattelan – Gioni – Subotnick mocno się napracował, ale też dał krańcową wizję wielkiej wystawy. Teatralne efekty, sztuczność i narracja zdają się być fundamentem jego konstrukcji. bb5 zarysowuje wizję przeciwległego końca, drugiego ekstremum.

Zgadzam się z większością komentarzy na „Obiegu” do Biennale. Widać, że krytycy mają kłopot z opisem, że się męczą, nie da się go opisać linearnie, szukają innych sposobów nazwania tego, co widzieli w Berlinie, z których za obiecujący uważam ten, który uwzględnia indywidualne spojrzenie, emocje, jest pełen pytań, ma narrację rwaną, fragmentaryczną i od siebie.

Co tu dużo ukrywać, ja też mam ten sam kłopot. bb5 nie wdzięczy się do widza. Nie stosuje sztuczek pod publikę, nic też na pierwszy rzut oka nie deklaruje. Mimo, że jako anty-biennale, a raczej a-biennale, nie zawiera jakiejś olbrzymiej liczby nazwisk uczestników, to męczy może nawet bardziej niż poprzednie, które opierało się na wielkiej liczbie uczestników i przesadnej wierności wobec reprezentujących ich galerii. bb5 też stosuje sztuczki, tyle, że swoje własne. Podejrzewam je o kokieterię na opak, która jednak kokieterią pozostaje. „Bo my jesteśmy tacy gniewni i niezrozumiali, i chcemy zrobić coś wbrew oczekiwaniom”. Rynek przetrawi wszystko. Najpierw się rozzłości, potem pogłaszcze po główce.

Komentatorzy z „Obiegu”, bodajże Kuba Szreder, przywoływali ostatnie documenta. Wydaje mi się, że hasło Bruegela i Noack może równie dobrze znaleźć zastosowanie w Berlinie. To jest też wystawa o tym, co nam zostało po modernizmie. O jego utopiach, co stało się z myśleniem, że sztuka może coś zmienić, że np. architektura jest nie tylko dziedziną dizajnu, ale kiedyś myślano o jej możliwościach dokonywania zmian w ludziach, kształtowania ich itp. To jest też wystawa, która mówi o formach, o pustce tych form, o tym, że jeśli nawet coś chciałoby się powiedzieć, to forma anuluje wszystko, a oczekiwania rynku doprowadzają do jednego, strawnego i rozpoznawalnego stanu nawet najbardziej ambitne czy buntownicze podejścia, krytycy z kolei zagłaskują temat nowomową, a w ogóle to już nic nie jest wiarygodne. To jest wystawa o sztuce w potrzasku rynku i nadmiaru możliwości, która jednak mimo wszystko chciałaby coś powiedzieć, i o tym, że mimo niesprzyjających okoliczności wrażliwość przetrwała. Tematyka jest dość ogólnie ujęta, jednak problem zostaje naświetlony z różnych stron, pojawił się tutaj nawet wątek postkolonialny, wątek blokowisk (przez Cypriena Gaillarda), wątek wystawiennictwa, wątek sztuki zaangażowanej (potraktowany bardzo sarkastycznie, np. w głośnym filmie o pani Berlinermauer), sztuki, która realizuje jakieś wytyczne, jest za bardzo czytelna, wprost.

Wystawa jest estetyczna. Uderzyło mnie to w KunstWerku, kiedy oglądaliśmy olbrzymią wideoinstalację Babette Mangolte. Ta abstrakcyjna estetyka koloru i znaku, formy i tła, formy i przestrzeni, podstawowych ruchów, wydestylowana z emocji, powstaje na bazie a-estetyki. Jest jednocześnie perwersyjnie ładna i ascetyczna, jakby tej brudnej estetyki niedoskonałego obrazu się wstydziła. Taka nasza po-nowoczesność.

Po solidnych omówieniach całości w „Obiegu” czuję ulgę, że ktoś to za mnie zrobił, nie muszę zmuszać się do konstruowania prowizorycznych całości. Napiszę o kilku pracach i artystach, których zapamiętałam, którzy zostali w głowie.

Z KunstWerku zdecydowanie podobał mi się asfalt wylany na podłogę największej sali. Odnotowana przez wszystkich, bo nie sposób na nią nie trafić i jej nie poczuć, praca Ahmeda Oguta wzbudziła zarzuty, że jest za prosta i zbyt łatwa w interpretacji. Ma być za banalna i przez to być nie krytyką modernizacji Turcji, tylko jakąś kpiną z tego typu prac. A przecież asfalt, przykrywający całą podłogę w największej hali dawnej fabryki margaryny, działał niezwykle sensualnie, jego zapach, jego konsystencja – są niezwykle ważnym elementem pracy. Zapach asfaltu przenosił nas na zewnątrz, na jakąś rozgrzaną drogę. Z kolei miękkość asfaltu, jego gruboziarnistość – są zupełnie inne od betonu stanowiącego ulubiony materiał podłóg w galeriach. Ze Stambułu w 2005 roku pamiętam wcześniejszą pracę tego artysty, prostą akcję uliczną, przerabianiu samochodów cywilnych na samochody, takie jak karetka czy policyjny, poprzez nakładanie na samochody stojące na parkingu, papierowych „kostiumów”.

Bardzo estetyczna wydawała się instalacja Katařiny Šedy, chociaż ikeowskie lampiony i papierowe wycinane motywy klucza z jednej strony kojarzyły się zbyt łatwo z codziennością, z tanim wyposażeniem mieszkań, z drugiej zaś – stawiały barierę zrozumienia, instalacja w KW była niewątpliwie próbą pokazania w sposób estetyczny problematyki społecznej. Ta instalacja była dokumentacja akcji przeprowadzonej we wsi Líšeň, polegającej na symbolicznym eliminowaniu ogrodzeń i płotów, którymi mieszkańcy separują się od swoich sąsiadów. Šeda konsekwentnie podąża drogą wytyczoną przez pracę dyplomową. Líšeň pozostaje jej światem w miniaturze, miejscem eksperymentów i akcji przeprowadzanych z mieszkańcami.

Zdjęcia Kohei Yoshiyuki z serii Park powstały w latach 70., ale nadal przyciągają uwagę swoją autentycznością. To niewielkie czarno-białe fotografie, o grubym ziarnie. Autor przyłapał sceny z kochającymi się ludźmi, parami różnej płci, które w zapamiętaniu nie zwracały uwagi na to, co dzieje się dookoła. A dookoła działo się może nawet ciekawiej. Otóż Yoshiyuki nie tylko sfotografował nocne obyczaje kochanków, ale i innych bywalców parku, podglądaczy. Tych podglądaczy jest bardzo wielu, są to sami mężczyźni i wydają się być tak samo zaabsorbowani dziejącymi się scenami, że nie przeszkadza im obecność fotografa. Praca o pokazywaniu pożądania, o szukaniu autentyzmu, wreszcie - o tże pożądanie, które przerywa normalny, zimny proces patrzenia, zrywa zwykły porządek obrazowania.

Skulpturenpark był bardzo zabawny. Do tego, co o nim napisano dodałabym skojarzenia tych, którzy spędzili dzieciństwo na PRL-owskich blokowiskach, i otaczających je nieużytkach, placach budów, porzuconych i zarośniętych roślinnością. To bardzo swojskie miejsce dla wschodniego Europejczyka. Tutaj znalazła się instalacja Sedy z płotami, przez które w różny sposób można było przechodzić. Sam Skulpturenpark był ogrodzony. A wejście do środka instalacji Šedy przez dziurę w płocie trzeba było poprzedzić własnym oświadczeniem, że się to robi na własne ryzyko.

W Neue Galerie w pamięć zapadła mi skromna i przez nikogo nie zauważona praca Pameli Rosenkrantz. Ta młoda szwajcarska artystka bardzo ostrożnie posługuje się pewnymi teatralnymi efektami, łączy to jednak z oszczędnością formalną, dużym wyczuciem przestrzeni, geometrii i skrótu myślowego. W samym rogu wspaniałego, szklano-metalowego budynku Miesa van der Rohe znalazła się instalacja złożona z 4 parawanów, mieniących się metalicznym połyskliwym blaskiem nałożonych na siebie prześwitujących warstw tkaniny. Całość uzupełniały rysunki wykonane ze szpilek magnetycznie przymocowanych do wewnętrznych ścian parawanów oraz kobieca peruka obracająca się dookoła własnej osi. Niewielka praca, tworząca dziwną, własną przestrzeń w olbrzymiej modernistycznej hali, jakby kobiece jej przetworzenie, z drugiej jednak strony – co było dla mnie ważniejsze – praca wywołująca dziwną, niedopowiedzianą, melancholijną atmosferę.

Wielkie wrażenie zrobiła też na mnie „wstążka” Aleany Egan, zrobiona z błękitnej taśmy, prowizorycznie zwieszająca się z metalowych rusztowań kratownic. Błahość, żart, szkic, płynność, niestabilność formy i równowagi – w poważnej, stabilnej, geometrycznej architekturze Neue Galerie.

***

Pozwolę sobie na niewyciąganie żadnych wniosków z powyższych uwag i obserwacji.

2 komentarze:

  1. Bardzo trafny komentarz do bb5! Naturalnie napisany, bez szukania na siłę powiązań. Odetchnęłam z ulgą, bo po obejrzeniu bb5 miałam wrażenie pustki, niewiele "widziałam", a niektórzy komentatorzy pisali, że "widzieć" powinnam mimo wszystko. Tak jak autorka tego blogu, zapamiętałam niektore prace.

    Osobiście jestem rozczarowana ideą Skulpturenpark. Oglądając zdjęcia ze S. mamy wrażenie, że ogarniamy pomysł, gorzej jednak kiedy szukamy prac w chaszczach i rupieciach "na żywo". Myślę, że to dobra zabawa dla snobów. Ja byłam strasznie zawstydzona, kiedy szukałam prac artystów otoczona wielkimi psami na wybiegu i ich załatwianiem się. Ostatecznie nie to chciałam zobaczyć, ale może to nie był ten czas i nie ta pora...
    Czy ktoś ma inne zdanie?
    Malwina

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest w tym na pewno wiele złośliwości, ciekawe jest także postępowanie kuratorów bb5 ze świadomością, że system wszystko wchłonie, no i jeszcze ta nasza świadomość, że jesteśmy częścią biennale, częścią wystawy, że widzami się manipuluje chcąc w nich wywołać taką reakcję.
    Jednak Skulpturenpark przypomina mi rzeczywiste doświadczenia, po pierwsze z życia, kiedy widzi się jakieś scenki lub kompozycje, na ulicy czy w przyrodzie, i myśli, że "to jak sztuka". Po drugie, przypomina momenty konsternacji, kiedy na jakiejś wystawie zastanawiamy się, czy to jej część, czy kanciapa personelu sprzątającego.

    OdpowiedzUsuń