No więc skazany jest na spóźnienia, i jeszcze na poczucie bezsiły, bo choćby nie wiem ile czasu dał sobie na napisanie tekstu, to i tak zawsze okazuje się go za mało. Do tego na oszukiwanie samego siebie. Krytyk ma nie tylko poczucie brakującego czasu, ale i dojmujące poczucie upływu minut, godzin, dni, które już nie wrócą. „Co ja wtedy robiłam, że jeszcze nie napisałam tego tekstu?” – myślę sobie i żałuję. Żałuję tych straconych chwil, sekund, minut, godzin, które rozciągania się w jakieś oceany tracenia czasu i nudy, bezproduktywnych rozmów, wgapiań się, włóczenia się, krzątaniny i wszystkiego innego. Myślę sobie co to za żenadę znowu odstawiłam, napominam się, że następnym razem już nie będę taka głupia i nie dam się pokonać lenistwu i nie zawiodę nikogo, a już najbardziej samą siebie. No i jeszcze dochodzi do tego cału ten dokuczliwy rytuał... Wymyślanie usprawiedliwień, wykrętnych odpowiedzi, co tu na przykład można jeszcze podać, ile razy może psuć się komputer? Uciekanie przed zbyt nerwowymi redaktorami… Wysłuchiwanie wyrzutów. Poczucie winy, zdziwienie jak można było, skoro miało się wszystko tak dobrze zaplanowane! Tymczasem to jedno wielkie kłamstwo, mydlenie oczu, strach przed poznaniem prawdy. "Nie napisałam jeszcze tekstu" – ten refren będzie mi towarzyszył, obawiam się, do końca mej działalności jako krytyk. Bo przecież ja tego czasu, który niby trwoniłam, nie marnowałam. Do tego stopnia nie marnowałam, że czuję się niewolnicą laptopa. Cały czas pisałam, przekonana, że tym razem będzie dobrze, ale mając gdzieś z tyłu głowy pewność, że będzie jak zwykle.
Klątwa pustej kartki, pustego ekranu, lub co gorzej ekranu zapełnionego głupio prowadzi do przemożnej chęci ucieczki od nich. Panika. Niemożność skupienia się. Przekonanie, że nie wiadomo dlaczego tak bardzo chcieliśmy się zająć tym tematem, skoro nic nie mamy o nim do powiedzenia… Bywa, że pomaga pisanie kilka tekstów naraz. Prawie każdy ma te objawy w różnym natężeniu, prawie każdy krytyk, z tych, których znam, przeżywa męki związane z poczuciem winy, że nie zdążyli na czas.
Krytyk jest zdany na taki los. Ja sama nie potrafię pracować inaczej. Zawsze piszę dwa razy dłużej niż zamierzam. Ta reguła nie ma nic wspólnego z rzeczywistym czasem, jaki dzieli zamówienie od dostarczenia gotowego tekstu. Niestety. Tak jest świat skonstruowany, po prostu
Magdo, jak ja Cię dobrze rozumiem...Napisałem o wiele mniej tekstów od Ciebie, ale wszystkie okupiłem tymi daninami, które opisujesz. I kiedy próbowałem diagnozować, to oprócz naturalnego w tym momencie zwątpienia we własne kompetencje dochodzi poczucie odpowiedzialności, że słowo przecież zostaje, że ktoś przeczyta w dobrej wierze, a przecież możemy się mylić. Dziekuję Ci, że to opisałaś, bo czuję dokładnie to samo. I zadroszczę tym, którzy potrafią szybko i na każdy temat, Bez ironi. Pozdrawiam.Wojtek Kozłowski
OdpowiedzUsuńWojtek, ale do tego, co napisałam, trzeba jednak dodać pojawiającą się może nie zawsze, ale jednak często satysfakcję, że tekst stworzony w takich mękach, wywołuje odzew...
OdpowiedzUsuńSie oczywiście zdarza. Albo, że ktoś powie "No tak, o tym nie pomyślałem..." To prawda, to jest bardzo. A z tymi mękami to często też na własną prosbę, np. jak się nie ma przekonania. Chociaż, jak sie ma, też czasem ciężko.
OdpowiedzUsuńNo jasne, ale ja mam też na myśli ten dziwny stan, kiedy już napiszesz tekst, wtedy przychodzi jakaś ulga, euforia i zadowolenie, choćby nie wiem jak głupi ten tekst był. Ale to wiem oczywiści dopiero po fakcie. :0
OdpowiedzUsuńFakt. Mi się parę razy zdarzyło pisać b.długo i wtedy przyjemność zakończenia można tak określić. Ulga, euforia i zadowolenie. To, zauważ, dobry tytuł dla wystawy.
OdpowiedzUsuńFakt. Mi się parę razy zdarzyło pisać b.długo i wtedy przyjemność zakończenia można tak określić. Ulga, euforia i zadowolenie. To, zauważ, dobry tytuł dla wystawy.
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś zrobimy coś na ten temat?
OdpowiedzUsuń