25.5.08

Rok Wyspiańskiego


Karolina Kowalska, tu mieszka Stanisław Wyspiański..., tablica pamiątkowa, 2008, fot. Lidia Krawczyk


20 maja, odbył się pokaz filmów Karoliny Kowalskiej zorganizowany przez fundację nolocal. Pokaz ten zapoczątkowuje cykl wydarzeń „Art in Cinema”. Projekcje będą odbywać się w Kinie pod Baranami w Krakowie.

Ja jednak chcę napisać o bardzo interesującej pracy Karoliny, którą artystka zrobiła na wystawę „OK! Wyspiański”. Wystawa ta została zorganizowana w Muzeum Wyspiańskiego w Krakowie, z okazji ogólnopolskiego roku poświęconemu pamięci czwartego wieszcza. Polegała na wprowadzeniu do przestrzeni muzealnej, poświęconej życiu i twórczości wspomnianego artysty, prac artystów współczesnych. O wystawie nie będę pisać, ale pragnę wspomnieć pracę pokazywaną na zewnątrz, na Starym Mieście, a zainstalowaną na domu Wyspiańskiego. To właśnie jedna z realizacji Kowalskiej na tę wystawę. Wydaje się być niedoceniona i niezauważona, tymczasem dla mnie jest – obok pracy Jadwigi Sawickiej (podświetlane obiekty składające się z fotografii zniczy cmentarnych) najlepszym dziełem całego tego przedsięwzięcia. Jest to skromna, kamienna tablica, jak wiele takich, które upamiętniają czyjąś obecność w danym miejscu. Pamiątkowymi tablicami upstrzone są zwłaszcza historyczne części miast. W Polsce szczególnie często można spotkać te, które są poświęcone martyrologii, ja np. codziennie podążając do pracy ulicą Szewską (pamiętacie ze Świetlickiego: „Rynek, Szewska, Planty?” – to moja trasa!) mijam tablicę poświęconą pamięci Stanisława Pyjasa. Jest tu jednak wiele tablic bardziej prozaicznych, nie poświęconych czyjemuś męczeństwu i innym wielkim zdarzeniom z historii, lecz raczej wielkim postaciom, które swoją obecnością uświetniły dany budynek nawet po prostu nocując gdzieś, w jakiejś kamienicy. Także niedaleko ode mnie, na Krupniczej, znajduje się, tuż nad sklepem papierniczym, informacja, wybita na dość kiczowatej płaskorzeźbie, że miał tam swoją pracownię Jacek Malczewski.

W Polsce, gdzie pamięć miejsc, ciągłość tej pamięci, została w dużym stopniu zdewastowana, takie informacje są jak najbardziej potrzebne i pracują na rzecz rekonstrukcji tej pamięci, przywrócenia świadomości, że przed nami coś tutaj się działo. Jednocześnie ta pamięć działa gdzieś, w konkretnym miejscu, pozwala więc także pozlepiać w jakąś całość historyczną tkankę miasta i dać jej wersję bardziej spersonalizowaną. Mimo to tablice stanowią wyraz pamięci zrytualizowanej, oficjalnej, takiej jej wersji, jaką chce widzieć przynajmniej jakaś grupa ludzi, jeśli nie np. zarządcy miasta. Które miejsca są przywracane pamięci zbiorowej niejako na siłę, a które akceptowane przez społeczeństwo, widać to po tym, czy one rzeczywiście funkcjonują, czy kładzie się pod nimi kwiaty, zapala znicze.

Na tablicy stworzonej przez Karolinę jest napisane: „tu mieszka Stanisław Wyspiański i prosi, aby go nie odwiedzać”. Tablica została zainstalowana na symbolicznym domu Wyspiańskiego, jakim jest muzeum mu poświęcone - w kamienicy Szołajskich w Krakowie. Zwraca uwagę tekst, gdyż jednocześnie artystka oddaje ukłon w stronę tradycyjnych inskrypcji upamiętniających, wspomina wielką postać, ale z drugiej strony tekst jest bardzo prosty i kolokwialny, nie wspominając już o jego bezceremonialności. Nie wiadomo dlaczego dom należy cenić, dla niewtajemniczonych (a ponoć wielu Polaków jest dzisiaj kulturalnymi analfabetami) nie wyjaśniono nawet podstawowych danych, dlaczego Wyspiańskiego należy wielbić. Nie wiadomo nawet czy to „ten” Stanisław Wyspiański. Jednak tu jest, żyje właśnie w tym domu. Trochę absurdalne podkreślenie ważności miejsca przebywania tej postaci, ale najbardziej absurdalne jest rzecz jasna użycie czasu teraźniejszego. Sprowadza ono wieszcza o nieco widmowej już dla nas tożsamości i konsystencji, którego znamy głównie ze szkoły i garści anegdot oraz stereotypowych skojarzeń, do postaci kogoś, z kim mijamy się na ulicach, kto jest więc ciągle aktualny, jest tutaj, wśród nas. Przemyka się ulicami lub patrzy przez okno. Zawiera także jego wypowiedź.

Tak więc, Wyspiański chce zachować spokój i nie chce, żeby mu przeszkadzano. Stwierdzenie, że Wyspiański cały czas żyje, ma swoje uzasadnienie nie tylko ze względu na podniosłą, a bezmyślną retorykę obchodów jego roku, ale w fakcie, że w Krakowie, ożywia się stare truchła i sam Wyspiański wymyślił przecież taniec chochołów. Jednocześnie inskrypcja zawiera sugestię, że poeta cały czas żyje, więc może nas obserwuje z okien swego mieszkania (tak jak obserwował milcząco wesele Lucjana Rydla) – i opisze w sposób bezlitosny. Odbija się tu echem przekonanie o widmowej, duchowej obecności artysty, który nie jest zrozumiany przez publiczność.

Dodatkowo, Wyspiański według Kowalskiej nie życzy sobie intruzów ani ciekawskich. Wynika z tego, że sam boi się nawiedzania przez obcych, on sam, który jako duch mógłby prześladować dzisiejszą publiczność.

Praca Kowalskiej dowcipnie komentuje obchody Roku Wyspiańskiego. Nie sądzę, żeby odnosiła się wyłącznie do sposobu, w jaki potraktowano akurat tego artystę, myślę, że wynika ona także ze zmęczenia rytualnym odklepywaniem rozmaitych benefisów lokalnych i ponadlokalnych gwiazd w Krakowie, które tutaj organizuje się z wielką lubością, woląc skoncentrować się na wspominkach i poklepywaniu po plecach, a nie na pracy interpretacyjnej, pokazującej aktualność danego luminarza kultury dla nas dzisiaj.

Pracę Karoliny odbieram też jako inteligentne wyjścia z sytuacji zazwyczaj niewygodnej dla artystów - wykonywania prac na zamówienie i ustosunkowywania się do jakiegoś tematu, do którego stosunku mieć nie muszą, nie muszą mieć własnego zdania, bo się nad czymś nigdy nie zastanawiali, nie obchodziło ich to itd. Oczywiście, tablica Kowalskiej prowokuje do myślenia czy Wyspiański jest w ogóle dzisiaj ważny i czy ci, którzy się za niego wzięli, mają na ten temat w ogóle coś do powiedzenia. Wynika z niej, że praca interpretacyjna nad Wyspiańskim w dziedzinie sztuk wizualnych pozostaje jeszcze do zrobienia (eufemistycznie rzecz ujmując), że Wyspiański stawia opór... Bardzo mi się ta praca podoba, nie ukrywam bowiem, że artysty tego nie uważam wyłącznie za starą ramotę, a raczej sądzę, że gdyby zabrać się za niego z głową i dobrym przygotowaniem, można by stworzyć rzecz pasjonującą, mówiącą wiele o dylematach Polaków w roku 2008. Co pozostaje do zrobienia w bliżej nieokreślonej przyszłości.

11.5.08

Cenzura po włosku

Portret goldie
Portret chiari


Cenzura sztuki zdarza się nie tylko w Polsce. Zdarza się także we Włoszech. Pouczające jest zbadanie powodów, dla jakich się ją stosuje. We Włoszech jej powodem ostatnio nie były względy obyczajowe czy religijne. To patriotyzm można pogwałcić, a obrazić – symbole państwowe.

Duet artystyczny goldiechiari (Eleonore Chiari i Sandra Goldschmied) doświadczył tego na własnej skórze. Artystki zostały zaproszone do wzięcia udziału w wystawie „Terapia Grupowa” w Muzeum Sztuki Współczesnej Museion w Bolzano. Trzeba wiedzieć, że Bolzano to małe miasto w północnych Włoszech, w regionie Trydent Górna Adyga, samo o tożsamości pogranicza z Austrią, gdzie oprócz włoskiego mówi się po niemiecku. Trydent oznacza Południowy Tyrol. Mussolini przeprowadzał tutaj przymusową italianizację zmieniając ludziom nazwiska z niemieckich na włoskie.

Muzeum jest nowe i należy sądzić, że ma pełnić ważną funkcję w regionie, nadawać mu jakąś tożsamość, generować turystykę kulturalną – czyli pełnić także rolę promocyjną i ekonomiczną dla miasta. Dość powiedzieć, że nadchodzące manifesta 7 za jedną ze swych lokalizacji obrały właśnie Bolzano, gdzie kuratorem jest Raqs Media Collective z New Delhi.

W październiku 2006 roku odbywała się tam wspomniana wystawa „Terapia Grupowa”, której kuratorką była Letizia Ragaglia, a jednymi z uczestników oprócz np. Allora & Calzadilla czy grupy gelitin – goldiechiari. 19 października 2006, ponad miesiąc po otwarciu wystawy, instalacja dźwiękowa Imagined border (2006), autorstwa artystek, została zarekwirowana przez prokuraturę. Stało się to wskutek skargi wniesionej przez prawicową partię Alleanza Nazionale. Dzieło zostało zdjęte z wystawy.

W pracy tej wykorzystany został muzyczny temat muzyczny włoskiego hymnu Fratelli d’Italia, który odgrywają dźwięki wody spuszczanej w toalecie. Nagranie to zainstalowano u wejścia na wystawę, tak więc gdy ktoś wchodził do muzeum, zostawało ono uruchamiane.

Artystki zostały oskarżone o obrazę narodu i państwa włoskiego. Sprawa sądowa wokół sprawy goldiechiari wywołała ogólnokrajową dyskusję w mediach na temat tego kto posiada symbole narodowe, czy istnieją jakieś granice ich wykorzystywania i czy można obrazić je lub naród. Sytuację artystek pogarszał fakt, że w tym samym, 2006 roku, rząd Berlusconiego wprowadził dekret o tym, że hymn jest własnością państwa.

Artystki za własne pieniądze wynajęły adwokatów, także muzeum miało swojego. Museion dostał wsparcie Włoskiego Stowarzyszenia Muzeów Sztuki Współczesnej (AMACI), które nazywało całą tę sprawę aktem cenzury i domagało się zwrotu dzieła do muzeum w Bolzano. W listopadzie 2006 roku sąd orzekł, że praca nie była obrazą państwa włoskiego i może powrócić na wystawę.

Kiedy rozmawiałam z artystkami, nie były one jednak zadowolone z takiego obrotu sprawy. Mówiły, że wcale nie czują się wygrane, nie miały dostatecznego instytucjonalnego wsparcia, musiały wynająć własnego adwokata i opłacić go z własnej kieszeni.

Same goldiechiari konsekwentnie zajmują się we własnej sztuce niskimi sferami życia, desakralizują rzeczy oficjalnie uznane, odbierają im nadęcia i pompatyczności. W swoim kapitalnym cyklu fotografii, inspirowanym Nenufarami Moneta (Panoramic Nympheas, 2007), zrobiły zdjęcia obrzydliwych, wyjątkowo brudnych zbiorników wodnych, na które puściły „kwiaty” zrobione z zużytych worków foliowych. Z czegoś odrzucającego zrobiły coś pięknego.

W pracy Imagined border odopatrzyłabym się i wątku feministycznego. W końcu hymn włoski to Fratelli d'Italia, "włoscy bracia" - no, a gdzie siostry? Jak zwykle mają siedzieć w domu?

----

Sprawa goldiechiari przywodzi na myśl oczywiście psie kupy i biało-czerwone chorągiewki Marka Raczkowskiego.


strona www goldiechiari