17.12.08

Jeszcze o lubelskim pomniku

Lubelskie media właśnie doniosły, że rozpętała się nowa awantura o marszałka.

Polega ona na tym, że magistrat zabrał się za przygotowanie do porządkowania ostatniej zaniedbanej części śródmieścia, czyli Placu Litewskiego. Na tle tego, co się znajduje w centrum, plac ten wygląda jakby przybył z innej rzeczywistości. Jest w prawie niezmienionej formie od czasu odzyskania wolności. Doszło kilka elementów, które – nie ukrywajmy – pogorszyły jeszcze jego stan.

Tu dygresja: śródmieście Lublina nie jest w złym stanie, oceniam je jako bardziej odnowione niż w Krakowie. Po prostu miasto jest mniejsze, stąd łatwiej kamienice odmalować. Zagospodarowano ładnie Krakowskie Przedmieście, które w swej części bliżej Ratusza i Starego Miasta stało się deptakiem. Samo Stare Miasto, chociaż malutkie i ściśnięte na pagórkach, bo Lublin usytuowany jest na wzgórzach jak Rzym, odzyskało część swojego blasku. Szkoda tylko, że dzieje się tak samo od lat: już z czasów licealnych pamiętam, że prace remontowe szły tak wolno, że kiedy się jedną kamienicę odnowiło, to zanim przystąpiło do następnej, ta pierwsza zdążyła już zniszczeć. Tak czy owak, nie jest źle, chociaż drażni nierozwiązana kwestia zbyt intensywnego ruchu i samochodów parkujących na chodnikach, co charakteryzuje zresztą wszystkie polskie miasta. Mnie osobiście brakuje całościowej wizji zagospodarowania Lublina, ale nie będę marudziła. No i dodatkowo sprawa wizualnej biegunki reklamowej: jest tutaj naprawdę potworna, bannerami, billboardami i innym tego typu paskudztwem pokrywa co się da: np. pawilony Hansena na osiedlu mieszkaniowym LSM, na temat którego zorganizowano niedawno w Lublinie sesję naukową.

Wracając jednak do Placu Litewskiego. Jego przestrzeń jest nieuporządkowana – co zresztą stanowi eufemizm. Z grubsza rzecz biorąc – plac składa się z dwóch części, tylną pokrywa skwer z ławkami, fontanną i niezbyt reprezentacyjną zielenią, w tle znajdują się pałace (m.in. byłe gubernialne). Przednia część jest bardziej chaotyczna – niby reprezentacyjna, ale znajduje się tu np. przystanek komunikacji miejskiej. Jest tutaj także wielka i stara topola, zwana przez Lublinian „baobabem”, popularne miejsce spotkań, obok metalowy, prowizoryczny stand reklamujący wydarzenia w pobliskim Centrum Kultury, są tam maszty flagowe, klomby z kwiatami oraz aż cztery monumenty. Za komuny na głównym miejscu stał pomnik sowieckiego sołdata (Pomnik Wdzięczności Armii Radzieckiej), zwany popularnie „Dawaj czasy”, bo sołdat wyciągał rękę w kierunku Poczty Głównej ku umieszczonemu na jej fasadzie zegarowi. Po czasach komuny ostał się tylko cokół pomnika i cokół ten zapragnął wykorzystać ówczesny prezydent miasta, Zbigniew Wojciechowski, który 10 listopada roku pamiętnego (czyli 2001) szybko i ukradkiem zainstalował na nim pomnik Piłsudskiego. Że odbyło się to bez konsultacji z mieszkańcami – nie potrzebuję wspominać. Postawienie w tym stylu i takiego właśnie pomnika, a chodzi mi także o jego rzeźbiarską formę, wywołało wiele protestów w Lublinie. Pomnik ten jest proporcjami kompletnie niedostosowany do miejsca, jest za mały na potężny cokół z odzysku, no i przede wszystkim słaby artystycznie. Stanowi uwspółcześnioną przez Krzysztofa Skórę wersję pomnika z roku 1937 Jana Raszki.

Obok Piłsudskiego na placu znajduje się także płyta Nieznanego Żołnierza, słaby artystycznie, ale historyczny monument ku czci Konstytucji 3 Maja, miejsce manifestacji patriotycznych z czasów stanu wojennego, oraz obelisk upamiętniający Unię Lubelską. Obecnie trwają prace koncepcyjne nad nowym zagospodarowaniem tej głównej przestrzeni publicznej miasta.

To, co obecnie dzieje się w związku z pomnikiem Piłsudskiego, doskonale wpisuje się w obecną polską retorykę pomnikową: patriotyczny szantaż.

Architekci z różnych stron świata, uczestniczący w niedawnych specjalnie zorganizowanych warsztatach, a także Urząd Ochrony Zabytków i konserwator miejski wspominali o możliwości usunięcia pomnika z placu. Miałby być ulokowany gdzie indziej. Istnieje chociażby dobre miejsce tuż przy Domu Żołnierza, na przedłużeniu traktu Krakowskiego Przedmieścia. Znaleźć tam można niezagospodarowany plac, który za jakiś czas stanie się miejscem bardzo eksponowanym, jeśli skończy się trwająca zresztą niezmiernie długo budowa… gigantycznego, tak zwanego Teatru w Budowie. Sprawa jest do dyskusji. No tak, ale to pamiątka po PRL...

Na to odezwali się Piłsudczycy z całej Polski (i spoza niej). I obecny prezydent miasta, Wasilewski, przestraszył się. Przeraził się do tego stopnia, że o przyczynach strachu poinformował wszystkich: rozesłał listy nawet do Prezydenta i Premiera RP. A przyczyną tą stały się pisma towarzystwa Piłsudczyków, którzy, ledwie dowiedzieli się o wątło majaczącej na horyzoncie maleńkiej możliwości, dopiero nieśmiało zauważonej, przeniesienia pomnika wielbionego przez nich Wodza, to już pisma groźne napisali. W nich same wielkie słowa: brak patriotyzmu, brak znajomości historii i poszanowania dla gigantów z historii Polski. Do tego jeszcze groźba zburzenia zamku w Lublinie i Starego Miasta. Nie, to nie miałaby być akcja odwetowa miłośników Piłsudskiego, to byłby w ich mniemaniu… kolejny krok prezydenta Wasilewskiego w porządkowaniu Lublina.

Znowu więc gra typowa megalomania, nadmiar słów wielkich, emocji, brak umiaru, i – nie bójmy się tego słowa – głupota w stanie czystym.

Ciekawe czy prezydent się ugnie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz