W wielkim poruszeniu, jakie panuje obecnie wokół sprawy instytucji w Krakowie, pojawiają się rozmaite głosy. Poruszenie to bardzo mnie cieszy: wreszcie przerwany został dręczący nasze środowisko problem braku szczerości w wypowiedziach publicznych, nieszczęsny oportunizm i indywidualizm, nie pozwalające walczyć w poczuciu wspólnego interesu. Nagle wszyscy poczuli się obywatelami i zapragnęli wziąć sprawy w swoje ręce. Świetnie. Więc jednak można.
W głosach na temat sytuacji krakowskiej, bo w tę siłą rzeczy jestem najbardziej zaangażowana, pojawia się pewien drobiazg, o którym postanowiłam wspomnieć.
Otóż, na dowód, że w Krakowie dzieje się nie tak dobrze jak by być mogło, przytacza się fakt, że wyjechali stąd wybitni specjaliści od sztuki współczesnej, tacy jak: Adam Budak, Jarosław Suchan i Joanna Zielińska. Miasto nie potrafiło o nich zadbać. Ten wątek wspomniany został w świetnym skądinąd tekście Ewy Tatar, opublikowanym w „Obiegu” - Raport z oblężonego miasta: Kraków.
Otóż, moim zdaniem, jest zupełnie odwrotnie. Miasta, w których żyją wybitni ludzie sztuki, z którymi jakoś są związani, z których pochodzą , powinny być tego świadome, z tego dumne, i z tego wyciągać wnioski. Ale wnioski te powinny dotyczyć tego, jak kontynuować tę tradycję, jak wychowywać wybitnych ludzi, a potem – jak tworzyć im dobre warunki działalności. Ale – w żadnym wypadku nie zatrzymywać! W gruncie rzeczy to dobrze, że ludzie się przemieszczają. To, że ludzie pochodzą z danego miejsca, w nim zdobyli szlify zawodowe, ale wyjeżdżają, jest zwykłą koleją rzeczy. Wybitni specjaliści pragną nowych doświadczeń, pragną się rozwijać – i nikt nie jest w stanie im zabronić pozostać w jednym miejscu.
Oczywiście, w kwestiach konkretnych osób można mówić o pewnej niemocy miasta, braku atrakcyjnej oferty, niedocenianiu np. Adama Budaka. Ale taka jest sytuacja wybitnych specjalistów – nie są oni zbyt łatwi w kontaktach i do współpracy, stąd też urzędnicy za nimi nie przepadaja (co oczywiście ich nie usprawiedliwia).
Jednak w gruncie rzeczy miasto powinno raczej martwić się nie o to, że eksportuje ważne postacie, ale że nie przyciąga równie ważnych. Że równowaga nie zostaje zachowana. Może nawet więcej – że nie istnieje przewaga. Kraków jest dobrym inkubatorem, ale jeśli ktoś chce się rozwijać, szuka nowych wyzwań, które niekoniecznie to miasto jest mu w stanie zaoferować.
* Co może powiedzieć na ten temat miasto Lublin? Pochodzę z Lublina, i trudno by mi było wskazać jakiekolwiek oznaki żalu, że odeszłam, nie tylko zresztą ja, ale i ważni, wybitni koledzy z mojego rocznika. Lublin eksportuje głównie do Warszawy i jakoś nie widzę tutaj takiego obwiniania się jak w Krakowie. Drenaż mózgów wydaje się tam jednak o wiele większym problemem niż w stolicy Małopolski.
och warto by zrobić listę stawianą publicznie listę osób z których dane miasta powinny się rozliczyć kto został a kto wyjechał i co zrobić z tkim stanem rzeczy
OdpowiedzUsuńPani raczy żartować z tym "braniem spraw w swoje ręce". Odpowiedź na to hasło, (rzucone 20 lat temu zdaje się przez Wałęsę), na początku transformacji ustrojowej w Polsce nie miała polegać na tym, żeby brać w swoje ręce cusze (publiczne) pieniądze przez kolejnych "naszych". A tymczasem nadal kolejki ustawiają się do etatów w państwowych isntytucjach sztuki by po staremu realizować jedyny program: nacjonalizować koszty i prywatyzować zysk.
OdpowiedzUsuń