14.6.11

Podstawowa niejasność



mural Blu na Starym Podgórzu w Krakowie, maj 2011


Nie będę się w tym miejscu rozpisywać o festiwalu ArtBoom, którego - jak zgodnym chórem twierdzą krytycy - Kraków bardzo potrzebuje. Do tej pory nie miałam okazji uczestniczyć w jego wydarzeniach, choć mam nadzieję, że to się w końcu uda. Festiwal dopiero się zaczął. Już teraz jednak mogę zwrócić uwagę, że opisany na stronie http://www.artboomfestival.pl/ program wydarzeń bywa enigmatyczny. Trudno dojść gdzie się co odbywa. Są także wydarzenia, na które trzeba się zapisywać i jest mało miejsc. Znakiem tego roku jest - jak się zdaje - często odwołanie do „ekskluzywności”. Być może dlatego program został ogłoszony ledwie na 2 tygodnie przed otwarciem?

Nie zapominajmy, że Festiwal ArtBoom, którego organizatorem jest Krakowskie Biuro Festiwalowe, to – cytując za stroną internetową – eksplozja sztuki współczesnej w przestrzeni publicznej, sztuki, która prowokuje, zastanawia, wchodzi w interakcję z widzem, sprzyja kontemplacji. Wydarzenie wchodzi w skład serii festiwali mających za zadanie podtrzymać wizerunek Krakowa jako polskiej stolicy kultury. Powyższa strategia promocji miasta nazywa się „6 zmysłów” i powstała w 2008 roku.

To jest trzecia edycja ArtBoomu, którego dyrektorem artystycznym jest Małgorzata Gołębiewska, związana z Fundacją Wschód Sztuki i galerii Art Agenda Nova. Poprzednie dwie edycje traktowane były przez krytyków mimo wszystko ulgowo, krytykowane, ale jednak mówiono, że miasto potrzebuje, że to niezbędny oddech wolności w straszliwie klaustrofobicznym Krakowie itp. Tegoroczna strategia jest inna, mniej artystów, mniej sław, jeszcze więcej za to kuratorów i osób odpowiedzialnych. I haseł o zwrocie w stronę samego miasta, jego mieszkańców i jego problemów. Stworzony został ZOM - Zakład Odzyskiwania Miasta, złożony z grupy kuratorów i kuratorek, którzy we współpracy z miejskimi aktywistami deklarują utworzenie laboratorium miejskości. Oprócz sław i spektakularnych realizacji, jak Jenny Holzer (która wcześniej za tym samym pobytem pojawiła się w Poznaniu) i David Černy, pojawił się przenośny namiot, gdzie głos oddano aktywistom, artystom, pracownikom domów kultury.

Wszystko to zapowiada się nieco enigmatycznie, może niezbyt spójnie (tzn nie stoi za tym jakaś wizja po co i dla kogo właściwie ten festiwal), lecz ciekawie. O wydarzeniach może jeszcze napiszę, a na razie wspomnę tylko o zasadniczej niejasności, której poczucie towarzyszy mi od momentu gdy zapoznałam się z pierwszymi przejawiami ArtBoom 2011. Dwa przykłady. Mural BLU na Starym Podgórzu. Pojawił się bodaj najwcześniej - jako zapowiedź festiwalu. Notabene, Stare Podgórze zdaje się być ulubioną dzielnicą dla arbitralnych lokalizacji dzieł artystycznych w "przestrzeni publicznej". Jest to miejsce bardzo wygodne, bo nie opanowane doszczętnie przez developperów, stąd łatwiej pewnie uzyskać zgody na lokalizacje, a przy tym znajdujące się odpowiednio blisko do centrum i jednocześnie w bezpieczny oddaleniu od Wawelu. W podobnej lokalizacji znalazł się w 2009 roku korytarz Mirosława Bałki i rzeźba Kardynał Joanny Rajkowskiej w Wildze. Nowy mural, autorstwa renomowanego autora, wygląda z drugiej strony Wisły jak… reklama wielkiego kufla piwa.

Prawdopodobieństwo błędnego odczytania treści muralu wzmaga fakt, że tuż obok znajduje się znany pub i miejsce koncertów – Drukarnia, które notabene – jak wieść niesie – będzie się zwijało z powodu podwyżek czynszu. W miejscu tym powstało już jednak zagłębie knajpiane dla młodej, dorabiającej się klasy średniej, więc mural jak najbardziej na miejscu. A jednak to, co z daleka wygląda jak reklama złocistego trunku, z bliższego dystansu okazuje się być hybrydą dzwonu z emblematami papieskimi z tubą do głośnego mówienia. Tak więc wymowa prosta: ogłupieni ludzi (odmalowani u dołu) podążają ślepo za Kościołem. I tu pytanie: dlaczego miasto zamawia antypapieski mural? To samo miasto, które angażuje się organizacyjnie i finansowo w organizację beatyfikacji Jana Pawła II. Skoro tak, to mural BLU jest mrugnięciem okiem w stronę młodszej publiczności – „wiemy jak to jest, jesteśmy fajni i… pseudokrytyczni”. Problemami gentryfikacji miejsca lokalizacji muralu BLU żaden z licznych autorów / kuratorów / organizatorów ArtBoomu nie zaprząta sobie przy tym głowy.

Kolejny przykład niejasności. Festiwal reklamuje się filmikiem. Bodajże w telewizji tramwajowej poznałam jedno z tegorocznych haseł: „odzyskać miasto”,
się także w nazwie kolektywu ZOM. I ja nie rozumiem. Jak to? Miasto chce odzyskać miasto? Prezydent Majchrowski , który zaprasza na "ArtBoom Festival " odzyskuje? Dla kogo? W imię czego i kogo?

Wiadomo, neoliberalizm potrafi wchłonąć wszystko, przerobić nawet najbardziej szlachetne i szczere hasła na rozrywkę. Miasto zatem w 3. Edycji ArtBoomu firmuje krytyczny namysł nad samym sobą i zaprasza do programu rozmaitych działaczy miejskich, których przez resztę roku ma w nosie.


Nie potrafię pozbyć się wrażenia, że ArtBoom, mimo zdecydowanie większego wysiłku włożonego w tym roku w przemyślenie programu, traktuje mieszkańców Krakowa jako rodzaj dekoracji.

11 komentarzy:

  1. Anonimowy17/6/11 01:31

    Pytanie nie do końca a propos art boomu, ale ważne - czy nie wydaje się Pani, że fakt iż jest Pani pracownikiem jednej z krakowskich instytucji kulturalnych (Bunkier Sztuki) zmniejsza Pani wiarygodność jako krytyka sztuki, w tym krytyka ArtBoomu? w końcu jest Pani przedstawicielką instytucji, która konkuruje z Artboomem o środki finansowe z kasy miejskiej. Ta sytuacja może naznaczać Pani osąd festiwalu.
    PS Nie zadaję tego pytania, by Panią atakować. Po prostu ciekawią mnie ostatnio takie etyczne kwestie i Pani zdanie na ten temat (zwłaszcza, że prowadzi Pani warsztaty na temat krytyki sztuki). Ja mam taką intuicję, że krytyk powinien być niezależny od świata instytucji, które poddaje ocenie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy, pozwól, że odpowiem pytaniem. Czy uważa Pan / Pani, że moje uwagi z powyższego wpisu (dotyczące pewnego rodzaju myślenia o działalności w mieście i jej styku z potrzebami / działalnością samych mieszkańców) są niewiarygodne, bo jestem pracowniczką Bunkra Sztuki? Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy18/6/11 14:06

    moim zdaniem w swojej ocenie festiwalu upraszcza Pani sprawę - pisze Pani 'Miasto chce odzyskać miasto". ale przecież kolektywu kuratorskiego ZOM nie tworzą pracownicy urzędu miasta tylko niezależni kuratorzy cieszący się już pewną marką w świecie sztuki. nie tyle 'miasto chce odzyskać miasto' co 'kuratorzy ZOM chcą odzyskać miasto'. Chyba, że jest Pani w stanie przedstawić dowód na to, że Ci kuratorzy są na usługach miasta, że miasto wywiera na nich jakieś naciski i oni się im poddają.
    Takie uproszczenie daje do myślenia - może Pani osąd jest naznaczony Pani usytuowaniem w świecie sztuki, antypatiami jakie tworzą się pomiędzy różnymi podmiotami tego świata?
    Pomijając Pani konkretną sytuację, jakie jest Pani zdanie na ten temat? Czy osoba pracująca w instytucji sztuki może być wiarygodnym krytykiem sztuki? Czy jej usytuowanie w instytucji nie obniża przypadkiem jej wiarygodności, nie każe szukać ukrytych motywów?
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Po pierwsze, bynajmniej nie pretenduję do oceny całości tegorocznego ArtBoomu. Po drugie, ArtBoom jest finansowany i organizowany przez Miasto Kraków i KBF; kuratorzy ArtBoomu są przez Miasto zatrudnieni. Po trzecie, ArtBoom i Bunkier Sztuki nie są wobec siebie konkurencyjne i pierwszy głos Anonima (nie wiem czy w dyskusji udzielają się te same osoby) pokazuje stereotypowe myślenie, powszechne w Krakowie, tymczasem - to nieprawda. ArtBoom to festiwal, Bunkier to samorządowa instytucja kultury i finansowane są z różnych źródeł. Po czwarte, kwestia etyki w zawodach okołoartystycznych jest w Polsce zaniedbana i mało dyskutowana, a paląca. Jest na tyle ważna i istnieje tyle zależności oraz uwikłań (także i odbioru), że nie będę dyskutowała z anonimowym czytelnikiem - czytelnikami bloga. Jestem gotowa do dyskusji pod oddzielnym postem na bloga, zastanowię nad tym, i pod warunkiem, że dyskutanci się ujawnia ukazując pozycje, z których występują.
    W obecnym poście bowiem poruszyłam konkretny problem i nie ma co odwracać kota ogonem i zarzucać mi "a Pani także, Pani Magdo jest ubrudzona!", bo to jest odwracanie uwagi od tego, co napisałam.

    Jeśli ktoś chciałby się podzielić wrażeniami z wydarzeń ArtBoomu, ze zwiedzania ogrodów, RUMBu czy innych rzeczy - serdecznie zapraszam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Oczywiście, miało być: "Jestem gotowa do dyskusji pod oddzielnym postem na bloga, zastanowię nad tym, i będę dyskutowała - pod warunkiem, że dyskutanci się ujawnia ukazując pozycje, z których występują".

    OdpowiedzUsuń
  6. Anonimowy20/6/11 10:47

    Pani Magdo, sama musi sobie odpowiedzieć na pytanie: czy krytykowałaby Pani festiwal lub jego części gdyby była Pani jednym z kuratorów imprezy? Czy jako zatrudniona w Bunkrze, krytykowała Pani oficjalnie jakąkolwiek jego inicjatywę, bo trudno przypuszczać, że detalicznie wszystko co bunkrowe podobało się Pani w przeszłości? W tym sensie Anonimowy pytał o Pani wiarygodność. A właściwie nie o Pani wiarygodność tylko o tę cechę dowolnej osoby zatrudnionej w instytucji czyli "na żołdzie" urzędnika

    OdpowiedzUsuń
  7. 1. Gdy nie ma argumentow, to atakuje sie osobe.

    2. Poszczegolne przedsiewziecia powinny byc d-o-f-i-n-a-n-s-o-w-y-w-a-n-e z konkretnych zaaprobowanych przez przedstawicieli podatnika p-r-o-g-r-a-m-o-w. Sorry, ale trudno wrecz wyobrazic sobie bardziej prymitywne rozwiazanie niz 'finansowanie kultury przez miasto'. To otwiera drzwi dowolnosci interpretacyjnej i stad moze ta niekomfortowa atmosfera. Nie narzekajcie na urzednikow, zanim same/sami sie nie wysilicie.

    OdpowiedzUsuń
  8. 1. Bardzo ważny, czujny głos! Nieufność wskazana.
    2. Art Boom ma nadal charakter wizerunkowy, ale stosuje sprytną strategię, która nazywa się outsourcing. Oraz strategię zawłaszczania, a przez to neutralizacji treści, obie szeroko stosowane jako korporacyjne praktyki kapitalistyczne.
    3. Efekt - pozorne zbratanie i rozmiękczenie hegemonistycznego monopolu kulturalnego miasta, a także rozłożenie wysiłków, delegacja pracy (masa kuratorów i wydarzeń), pozór żywej, dialogicznej różnorodności.
    4. Jednocześnie, niezależnie od braku zmiany wizerunkowej linii, kilka małych, znaczących sukcesów tegorocznego Art Booma, warto wspomnieć o projekcie Fundacji No Local i Janka Sowy "Pamiętajcie o ogrodach". Duże zainteresowanie i miękko krytyczny potencjał w pełni wykorzystany.
    5. Ale rewolucji nie było.
    6. I nie będzie, o ile coś co zostało nazwane ZOMem nie skumuluje swojej energii i również nie zrezygnuje z wizerunkowych strategii kulturowych.
    7. Goliat nie może nie być Goliatem. Ważne jak Dawid używa procy.

    OdpowiedzUsuń
  9. Anonimowy26/6/11 22:04

    Anonimowy do Anonimowego: pytanie czy Pani Magda krytykowałaby coś, co dawałoby jej instytucjonalne wparcie i pensję jest bardzo ciekawe, w sposób chyba nie zamierzony, w Twoim głosie wyczuwa się nutę powątpiewania i nutę sceptycyzmu wobec ludzkiej natury. A jednocześnie zadajesz ważne pytanie, sceptyku. Czy możliwa jest samorefleksyjna (w sensie również samokrytyczna) instytucja publiczna? I jeśli tak, jakie są warunki jej działania? Jak możemy wykreować sytuację w której instytucja otwiera się na autokrytykę w celu usprawienia swojej działalności, w celu pozostania w twórczym nurcie?

    OdpowiedzUsuń
  10. Anonimowy27/6/11 00:07

    Krytyka instytucji przez jej pracowników powinna być moim zdaniem czymś odbywającym się w jej wnętrzu. To chyba kwestia organizacji instytucji - jeśli jest profesjonalnie zarządzana, to dyrektor może uzyskiwać różnego typu feedback od pracowników. I nie wypada, by krytykowali oni instytucję, w której pracują 'na zewnątrz' w oficjalnych tekstach.
    Na ten zarzut uwikłania w świat sztuki nie wiem, jak można odpowiedzieć. Można zwracać uwagę na różnice między tekstem na blogu, a artykułem w gazecie - funkcjonują trochę inaczej. Od tekstów w gazecie jednak oczekuję, że będę pisane przez osoby względnie niezależne od świata sztuki (wszak już sam wybór wystawy do recenzji jest znaczący - zwróćmy uwagę na to, że o naprawdę kiepskich wystawach raczej się nie pisze...). Od tekstów na blogu - niekoniecznie. Z drugiej strony - różnice w kształcie i statusie treści na blogu i w gazecie stopniowo się zacierają...Ale czy to zacieranie różnic powoduje, że powinniśmy oczekiwać niezależności od autorów jednych i drugich, czy nie?

    OdpowiedzUsuń
  11. Agata Dutkowska27/6/11 00:55

    1.Coś co odbywa się JEDYNIE we wnętrzu, za zamkniętymi drzwiami zawsze może być narażone na utratę potencjału krytycznego. Bo kto ma być gwarantem otwartości i konsekwencji autorefleksji?
    2. Profesjonalny manager? "Profesjonalnie zarządzana instytucja" piszesz. Gdzie szukać gwarancji owej profesjonalności? W charyźmie, czy w sprawnie działających procedurach biurokracji?
    Jeżeli w tym drugim to w Polsce jesteśmy na gorszej pozycji przez kilka nieprzerobionych lekcji.
    3. "Nie wypada" jest argumentem dotyczącym stylu, czy etyki? Zalatuje dulszczyzną.
    4. A co gdyby instytucja sama w radykalny sposób była otwarta na krytykę i nie przejęta tym co wypada, na zasadzie "proszę kopnij mnie w tyłek jak zejdę z toru dla mojego własnego dobra"?
    PS. Są różne powody do krytyki i chyba trzeba by je rozróżnić dla potrzeb dyskusji. Piszę głównie o krytyce praktyk, które są wątpliwe z punktu widzenia celów i ideałów, do których instytucja aspiruje

    OdpowiedzUsuń