Wracam po przerwie i dziękuję za czytanie tekstów i kibicowanie blogowi w trakcie mojej nieobecności. Wasza uwaga wiele dla mnie znaczy.
Na początek zwracam uwagę na recenzję z wystawy akcjonistów wiedeńskich, jaka właśnie otworzyła się w krakowskim muzeum Mocak. Dorota Jarecka w "Gazecie Wyborczej" pisze:
To prawda: wiedeńscy akcjoniści urządzali drastyczne akcje połączone z zarzynaniem zwierząt i spuszczaniem z nich krwi. Prawdą jest jednak także, że nie była to powierzchowna i głupawa reakcja na to, że wiedeńczycy chodzą do opery i jedzą knedle, ale generalne odrzucenie współczesnej kultury jako zakłamanej.
Zgoda, nie zatrzymywali się na knedlach. Zgoda, gwałtownie kontestowali austriacką, zakłamaną Gemütlichkeit. Brus był najinteligentniejszy, a Mühl zbłądził? Nie za łatwe? Co z tego wynika? Dlaczego jeden jest oceniany jako ten, co się utrzymał w granicach sztuki, a drugi - trzymając się tej samej logiki - poza nie wyszedł? Dorota cytuje krytyczną opinię Michela Houellbecqua z "Cząstek elementarnych" i twierdzi, że autor się myli. Pod płaszczykiem artystycznych wyczynów akcjoniści wiedeńscy, tacy jak Nitsch, Muehl czy Schwarzkogler, dopuszczali się masakrowania zwierząt na oczach publiczności. Tłumy kretynów patrzyły, jak (...) rozciągają organy i wnętrzności, zanurzają ręce w mięsie i krwi, doprowadzając niewinne zwierzęta do ostatecznych granic cierpienia - podczas gdy jakiś palant fotografował czy filmował tę jatkę, by wystawić otrzymane w ten sposób dokumenty w galerii sztuki.
Teraz czego ja bym się chciała dowiedzieć, to dlaczego etyczny wymiar traktowania zwierząt u akcjonistów, nie jest tak ważny jak ich cel. Oczywiście, gwałt, przemoc, agresja - i rytuały. A jednak to podstawowy problem, jak przebrnąć przez krew, przez litry przelanej krwi i przez mękę zwierząt zaszlachtowanych dla potrzeb artystów. Zabite jagnięta w ilościach przemysłowych, świnie, przelana krew, nadzy ludzie polewani krwią zabitych zwierząt. Trupia sztuka. Potrzeba o tym wspomnieć i zapytać czy można występować w słusznej sprawie posługując się niesłusznymi środkami?
A dodatkowo przypomnę tylko, że wielka afera w Polsce lat 90. wybuchła wokół Piramidy zwierząt Katarzyny Kozyry. Akcjoniści działali jednak dawno, nie w Polsce, i dodatkowo byli facetami - to powód, dla którego wszystko jest OK. No i jeszcze rynek sztuki ma ich w swoim posiadaniu. Kozyra nie tworzyła zaś żadnego teatru ani orgii, po prostu wykorzystała jednego konia i tak skazanego na rzeź. Notabene, właśnie otwiera się jej "Wystawa" w krakowskim Muzeum Narodowym.
tekst Doroty Jareckiej
Byłbym ostrożniejszy z wnioskami. Afera z "Piramidą zwierząt" okazała się dla autorki bardzo skuteczną formą PR. Nie tylko, bowiem, nie wynikła z niej jakakolwiek represja dla autorki "aferzystki" (i słusznie), ale wręcz zapoczątkowała, niczym nie zmącone, pasmo sukcesów. Dodajmy, pasmo sukcesów w dotowanych instytucjach publicznych trwające do dziś, co wystawa w krakowskim MN (krótko po wielkiej retrospektywie w Zachęcie) potwierdza w całej rozciągłości (albo jak kto woli rozwiązłości).
OdpowiedzUsuńCo zaś do akcjonistów wiedeńskich. Mi także szkoda każdego zwierzaka ale nie dajmy się ogłupić: zwierzęta w ilościach rzeczywiście przemysłowych są maltretowane i zabijane niezależnie od działań Nitscha czy Brusa. Ale, o ile po ich działaniach zostanie kilka dramatycznie pięknych realizacji, o tyle po całej reszcie, trąbiących mięsiwo z półmisków zostanie -dosłownie- kupa g.. .
Jest wielu artystów, którzy na różne sposoby i w różnym stopniu zabijają lub maltretują i zabijają zwierzęta na potrzeby sztuki, używają ich jako materiału, uprzedmiotawiają je. Jest tego tak dużo, że nie nadążam z komentowaniem wszystkiego na bieżąco na moim blogu "Nie-zła sztuka".
OdpowiedzUsuńWspomnę choćby działającą obecnie, w latach 2000-ych holenderska młodą artystkę Katinkę Simonse o pseudonimie Tinkebell. Ona na przykład zamordowała własnego kota, by zrobić z niego torebkę. Jedna z jej prac artystycznych polegała na umieszczeniu żywych chomików w karuzelach, z których nie mogły wyjść, a które kręciły się nieustannie w godzinach otwarcia wystawy. Czas był obliczony tak, by chomiki były ledwo żywe, ale jednak żywe. Ledwie zwierzęta odpoczęły, karuzele były uruchamiane od nowa. Tinkebell z powodzeniem robi karierę dzięki szumowi medialnemu i dzięki swoistemu "snobizmowi uwielbienia dla okrucieństwa" art worldu, galerzystów, krytyków, kuratorów. Dzięki nietykalności sztuki, która jak się okazuje może łamać holenderskie prawo mimo protestów opinii publicznej na dużą skalę.
Akcje akcjonistów wiedeńskich chwilami sprawiają wrażenie kiczowatych show mających przyciągnąć publiczność, bazujących na horrorach w stylu "Piły".
Gdy jest mowa o cenzurze, mówi się, że słaba jakoś pracy nie może być argumentem przeciwko sztuce. Zgoda, ale w drugą stronę to też nie może działać. Ważne treści, poruszone problemy nie mogą usprawiedliwiać etycznie takiego postępowania ze zwierzętami.
Problem ten na przykładzie "Piramidy zwierząt" Kozyry przy okazji jej wystawy w Zachęcie poruszyłam w kilku tekstach analizując kwestie praw zwierząt w zderzeniu z problematyka granic wolności wypowiedzi artystycznej. Nie chcę powtarzać tu całej argumentacji, odsyłam do następujących tekstów:
- "Nietykalność Piramidy zwierząt, czyli jak ograniczamy dyskurs o sztuce", „Arteon”,
nr 1(129) 2011.
- To (nie) jest wystawa! Katarzyna Kozyra w Zachęcie, „Artluk” nr 1(19) 2011.
- Paradoksy wolności, „Artmix” nr 23(13) 2010: http://obieg.pl/artmix/16533
- "Prawo-rządnośc sztuki", „Fragile” nr 1(7) 2010.
We "Fragile" i "Artmixie" komentowałam też podejście Doroty Jareckiej do tej kwestii. Otóż parę lat temu broniła ona też kostarykańskiego artysty, który w ramach swojej akcji artystycznej przywiązał i głodził wychudzonego chorego psa złapanego na ulicy. Mam podejrzenie, że gdyby podobną rzecz popełnił zwykły nastolatek lub rolnik, to jej ocena etyczna tego czynu byłaby zupełnie inna.
Na szczęście jest coraz więcej sztuki, w którym zwierzę jest upodmiotowione. Może to właśnie tą sztuką warto się zająć.
Dorota Łagodzka
P.S. Poprawka: nie miałam na myśli, że akcjoniści bazowali na horrorach w stylu "Piły", ale że dzięki podobnym zabiegom (krew i flaki) przyciągają publiczność.
OdpowiedzUsuńO pewnym rysie kiczowatości i komercyjności działań akcjonistów wspominała dr Marta Smolińska, która dość dokładnie badała ich twórczość. W relacji ze 114. akcji Hermana Nitscha, na której była, pisze:
"Po akcji na stołach pozostały czerwone ślady po ściekającej krwi, rozrzucone wnętrzności, zalane krwią chleby, pogniecione winogrona i rozprute ryby. Jako dzieło sztuki - relikt akcji powstał również obraz wykonany przez Nitscha za pomocą chlustania krwią na białe płótno."
i dalej:
"Na początku działalności grupy w trakcie wystąpień wiedeńskich akcjonistów interweniowała policja, co dodawało całej sytuacji nieco pikanterii. Obecnie Nitsch stał się jednym z najbardziej uznanych artystów austriackich, a aura skandalu wypaliła się. W galerii pojawili się eleganccy konsumenci jego sztuki, których stać było na zapłacenie 35 euro za bilet wstępu. Komercja wyzierała z kątów galerii (...)
Po akcji Nitsch domagał się więcej aplauzu... Sam pozostał niezbrukany krwią, od "czerwonej" roboty miał asystentów, podających mu kolejne i kolejne dzbany z krwią".
Dodam od siebie, że w tym wszystkim gdzieś znika prawda o użytych do akcji zwierzętach. Pozostają tylko flaki i krew - skomercjalizowany bezosobowy abiekt. I już nikt nawet nie pamięta, skąd te flaki się wzięły i że były częścią czyjegoś ciała.
Hmm... tak się rozpisałam, że chyba sklecę z tych komentarzy wpis na swoim blogu ;)
W każdym razie dziękuję za ten wpis. Stan, w którym zwierzęta w sztuce są kwestią marginalną nie utrzyma się długo. Ten temat po prostu musi w końcu wypłynąć. Critical animal studies pojawią się i w Polsce, 20 lat później - jak wszystko, ale się pojawią.
Pozdrawiam,
Dorota Łagodzka
P.S.2
OdpowiedzUsuńJeszcze jedno: Andrzej Biernacki ma rację, że zwierzęta masowo i na co dzień są torturowane i zabijane w przemysłowych hodowlach i rzeźniach. Tylko nie musi być to powód, by dopuszczać kolejne formy i miejsca, w których skrajne okrucieństwo wobec zwierząt nieczłowieczych jest dozwolone, akceptowane oraz stanowi źródło satysfakcji i zysku.
Dorota Łagodzka
P.S. 3
OdpowiedzUsuńMam jednak za złe Dorocie Jareckiej, że każdą próbę obrony zwierząt szufladkuje jako konserwatywną, prawicową, a w tym tekście wręcz przekonuje, że cytat nie pochodzi z płomiennej mowy działacza LPR, ale z Huellebequa. Co za demagogia, wynikająca z braku wiedzy lub ze świadomej manipulacji. No i przede wszystkim absurd, ponieważ ruchy związane z wyzwoleniem zwierząt były i są głównie lewicowe, anarchistyczne i feministyczne.
Dorota Łagodzka
P.S. 4
OdpowiedzUsuńCo zaś do "Piramidy" Kozyry to muszę zaznaczyć, że sprawa nie jest taka prosta, za jaką się ją powszechnie uważa, czyli że Kozyra zabiła jednego konia który i tak by zginął, więc o co cała afera.
Po pierwsze koń wcale niekoniecznie by zginął (wysoce prawdopodobne, że zostałby wykupiony przez jakąś fundację lub osobę prywatną i do dziś spacerowałby po zielonej trawie), a poza tym chodzi też o inne zwierzęta, z których niektóre zabijała bez namysłu i niepotrzebnie, o czym świadczy jej wypowiedź w "Drżących ciałach" (str. 187):
"(...) a koguty zatłukłam dwa. Nie wiedziałam, który będzie lepszy, duży czy mały".
(więcej cytatów z Kozyry na ten temat w mojej recenzji z wystawy w Zachęcie - "Artluk" nr 1(19) 2011. Ale ta recenzja dotyczy nie tylko "Piramidy" i nie jest jednakowo krytyczna wobec całej wystawy).
W końcu napisałam o tym u siebie na blogu, poszerzając nieco refleksję:
OdpowiedzUsuńhttp://niezla-sztuka.blogspot.com/2011/11/zbrodnia-kicz-i-komercja-czyli-klasyka.html
Dziękuję za inspirację, od dawna nie mogłam się zebrać do napisania na blogu.
Pani Doroto, bardzo dziękuję za inspirujące wpisy, ja sama chciałam tylko dotknąć tematu, wspomnieć, że jest problem, że dzisiaj nie sposób już przejść do porządku dziennego nad praktykami akcjonistów, że nawet jeśli się ich uznaje, to wypada zwrócić uwagę na ten zgrzyt etyczny (cóż za eufemizm!) związany z używaniem na wielką skalę śmierci i cierpienia zwierząt. Widzę, że dotknęłam obszernego tematu!
OdpowiedzUsuńCo do Katarzyny Kozyry, to wciąż mam problem: z jednej strony doceniam, z drugiej razi mnie nadużyciami (zabijanie, podglądanie ludzi bez ich zgody i pokazywanie ich publicznie).
Dziękuję właśnie za to, że Pani dotknęła tego tematu. Ważne, by był dotykany. Ale faktycznie zagadnienie jest obszerne. Ja sama, gdy zaczęłam się zajmować problematyką zwierząt w sztuce najnowszej myślałam, że to temat marginalny, ale okazuje się, że bardzo obszerny, wielowątkowy i nie dotyczy wyłącznie etyki, choć ta zawsze jest gdzieś tle.
OdpowiedzUsuńCo do Kozyry to też absolutnie nie jest tak, że ja ze względu na Piramidę z zasady neguję całą jej sztukę.
Dorota Łagodzka
Absolutnie nie jest tak, a skąd znowu, kto by śmiał pomyśleć. Bożebroń. Gdzieżby? Negować demiurginię? Wszak tylko lubi się zaszywać, lubi nadużywać, szuka wciąż okazji i je ma. I pięknie jest!
OdpowiedzUsuńTu wyjątkowo zgodzę się z Pana zjadliwą ironią. Otóż Kozyra faktycznie ma status demiurginy, dlatego też moja próba podważenia oczywistego statusu Piramidy (w Arteonie) spotkała się z reakcją nieprzyjemną. Do redakcji przyszedł list anonimowej osoby, która postulowała, by wreszcie dać święty spokój Piramidzie i pozwolić jej cieszyć się statusem klasyki sztuki. A ja zostałam wyzwana od histerycznych nastolatek. Tymczasem to ów list był raczej histeryczną reakcję na próbę ponownego przedyskutowania Piramidy. Na szczęście Xawery Stańczyk w swojej recenzji także wspomniał o problemie wykorzystania przez Kozyrę zwierząt stosunkowo krytycznie. I wspomni jeszcze nie jedna osoba.
OdpowiedzUsuńSwoją droga polecam świetny tekst Moniki Bakke w "Tekstach drugich" nr 3[129] 2011 o potrzebie studiów na zwierzętami (animal studies) w Polsce. Sam ten tekst też był bardzo potrzebny w Polsce.
A Kozyra zrobiła kawałek dobrej sztuki, ale prezentowanie jej raz po raz w najważniejszych polskich instytucjach sztuki to porządna przesada. Wszak nie jeden polski artysta zrobił kawałek dobrej sztuki tej miary. Ale najwyraźniej istnieje potrzeba, by mieć kilku polskich artystów-gwiazd na skalę międzynarodową, a Kozyra do takiego wypromowania się stosunkowo nadaje. Tylko właściwie dlaczego? Bo na pewno nie dlatego, że jest aż tak wybitna w stosunku do wielu innych.
Tak tu sobie gaworzymy jak -pozostając w animalpoetyce- gęś z prosięciem. Co tydzień jedno zdanie. Tak wygląda u nas debata o sztuce: "stosunkowo krytycznie" i "stosunkowo do wypromowania". Zwłaszcza to drugie jest wiecznie na czasie.
OdpowiedzUsuńProszę nie być tak krytycznym... W Polsce ludzie są aż tak bardzo chętni do zabierania publicznie głosu, ale publiczne wypowiedzi innych studiują pilnie...
OdpowiedzUsuńBardzo wygodna postawa. Pozwalająca podłączyć się we właściwym czasie pod właściwe kombo, bez zostawiania za sobą ogona niewłaściwych opinii własnych.
OdpowiedzUsuń