Bardzo nie lubię robić zdjęć, więc robię je w ostateczności: tutaj interwencja FA Kraków w koncert
Cd interwencji w koncert
Dla mnie najlepszy koncert tego lata. Festiwal Rozstaje (z charyzmatyczną Joanną Słowińską na czele). Dużo ludzi na scenie, w tym skład R.U.T.A. i jego wokaliści z ostatniej płyty "Na Uschod": Nastia Niekrasawa. Paweł Gumola, Robert "Robal" Matera, także chór Hulajhorod z Kijowa. Przed sceną, na Rynku też niezły tłum. Przed nami barierki i podrygujące dzieci. Za nami regularne pogo w wykonaniu młodzieży. Ale takich, jak my, weteranów starej alternatywy, też nazbierało się całkiem całkiem.
Przed koncertem rozmowa z założycielem grupy w "Przekroju" (jak się potem okazuje - także w "Rzepie"), którą ilustrowało to samo zdjęcie. Do znalezienia też na stronie R.U.T.A. Paweł
Gumola i Maciej Szajkowski na wokalu. Jak ze starego Jarocina.
R.U.T.A. występuje już od jakichś dwóch lat.
Założyciel, Maciej Szajkowski, który grał m.in. w Kapeli ze Wsi Warszawa,
mówi, że folk dla niego się przeżył. Ile można radować się przejmowaniem samej techniki grania, śpiewu, samą mechaniką tej muzyki? Ile można robić
formalne eksperymenty łącząc folk (muzykę korzeni) z innymi gatunkami muzycznymim ale bez mającej dla nas większe znaczenie treści? Nie ta energia i nie ten przekaz. R.U.T.A. chce tworzyć współczesny folk, taki,
który wyraża nasze życie: emocje, lęki, gniew, niepewność. To jest właśnie folk, nie twór XIX-wiecznych
ludoznawców, lecz pieśni chłopskie i muzyka chłopów, podana w formie dostępnej dla naszych
czasów. Muzyka tych, którymi - jak mówi Szajkowski - wielka polityka nigdy się nie interesowała. A historia o nich milczała, bo dzieje piszą zwycięzcy, a nie uciemiężeni i poniż̇eni.
Z dawnych czasów pamiętam festiwal Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu nad Wisłą. W latach 80 wylądowałam tam na praktykach. Młodzież z plastyka przygotowywała scenografię pod kierunkiem znanego i od lat związanego z festiwalem Adama Kiliana - scenografa i reżysera teatrów lalkowych, wykorzystującego ludowe stylizacje w swych projektach. (W czasie PRL miało to nieco inny wydźwięk niż dzisiaj, jednak tworzyło to dziwnie zgrzytliwą oprawę, jakby odpowiednik polityki kulturalnej w stosunku do autentycznych muzykantów). Robiliśmy - dla nas powód do nieustannych dowcipów - wielkie pierniczki ze styropianu i folii aluminiowej, które wieszaliśmy na drzewie na rynku. Rynkowe kamienice także były traktowane jako nośniki ozdób. Mimo że miasteczko stawało się wtedy gigantyczną sceną dla festiwalu, wszystko zdawało się być sztuczne i stylizowane na ludowo, to cały festiwal takim światem z bajki jednak się nie stawał. Pamiętam spory autentyzm występujących, kompletnie niepasujący do infantylnej otoczki. Muzyka się broniła. Nie pamiętam jednak w ogóle jak wyglądała sprawa widowni i odbioru.
Z dawnych czasów pamiętam festiwal Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu nad Wisłą. W latach 80 wylądowałam tam na praktykach. Młodzież z plastyka przygotowywała scenografię pod kierunkiem znanego i od lat związanego z festiwalem Adama Kiliana - scenografa i reżysera teatrów lalkowych, wykorzystującego ludowe stylizacje w swych projektach. (W czasie PRL miało to nieco inny wydźwięk niż dzisiaj, jednak tworzyło to dziwnie zgrzytliwą oprawę, jakby odpowiednik polityki kulturalnej w stosunku do autentycznych muzykantów). Robiliśmy - dla nas powód do nieustannych dowcipów - wielkie pierniczki ze styropianu i folii aluminiowej, które wieszaliśmy na drzewie na rynku. Rynkowe kamienice także były traktowane jako nośniki ozdób. Mimo że miasteczko stawało się wtedy gigantyczną sceną dla festiwalu, wszystko zdawało się być sztuczne i stylizowane na ludowo, to cały festiwal takim światem z bajki jednak się nie stawał. Pamiętam spory autentyzm występujących, kompletnie niepasujący do infantylnej otoczki. Muzyka się broniła. Nie pamiętam jednak w ogóle jak wyglądała sprawa widowni i odbioru.
Pieśni ludowe towarzyszyły cyklicznym pracom, zwyczajom i obrządkom podczas całego roku, pomagały je przechodzić i odmierzać czas. Jak się okazuje, pieśni nie tylko
mieściły się w ramach pewnego systemu życia, były także wyrazem buntu, być może jedną z niewielu jego możliwością. Czy można powiedzieć, że muzycy R.U.T.A. sięgnęli po słowiańskiego
bluesa – pieśni wyrażające niezgodę na rzeczywostość, wściekłość i bunt chłopów, najpierw z terenów dzisiejszej Polski, a teraz chłopów białoruskich i ukraińskich? Ostateczny szlif tłumaczeniom nadał świetny poeta, a jednocześnie człowiek pielęgnujący swoją niezależność - Jacek Podsiadło. Jest on jedynym bodajże kierownikiem
literackim grupy muzycznej w Polsce.
A muzyka jest dzika i nieokiełznana. Energetyczna. Skład R.U.T.A. tworzą dawni punkowcy i anarchiści, a także muzycy ze składów folkowych (co może iść w parze). Maciek Szajkowski zaprosił ludzi, co do których miał przekonanie, że są z tej samej gliny. Niezależni, niezaprzedający się mamonie, zainteresowani tym, żeby ich muzyka niosła ważne i aktualne przesłanie. W Krakowie
pojawili się Robert "Robal" Matera z Dezertera i Paweł Gumola z Moskwy, Nastia Niekrasawa z Białorusi i grupa Hulajhorod z Ukrainy. Melodie są niesamowicie chwytliwe,
jest w nich mnóstwo energii i buntu. Co więcej, jest tu wiara w ten bunt, gniew, furię – i to
jest najważniejsze.
Na krakowską scenę weszli także w pewnym momencie ludzie z Federacji Anarchistycznej, tworzący Krakowski Ochotniczy Chór Rewolucyjny. R.U.T.A. dopuściła ich do głosu. Odśpiewano Warszawiankę 1905 i Bella Ciao. Baner, jaki rozpięli, głosił: "Rozbroić rządy. uzbroić w pragnienia".
Kilka dni później słuchałam rozmowy z Tadeuszem Słobodziankiem w Radiu TOK Fm. Nagrodzony Literacką Nagrodą NIKE dramatopisarz, szef Laboratorium Dramatu, Teatru na Woli i Teatru Dramatycznego (notabene, ostatnie dwie nominacje spowodowały zdecydowane głosy protestu środowiska teatralnego), mówił o rozpętanej - jego zdaniem - modzie na przyznawanie się do chłopskich korzeni i odkrywanie kultury chłopskiej. Mówił że jego zdaniem to mistyfikacja, że kultura chłopska i chłopi w ogóle absolutnie nie są nieobecnymi polskiej kultury współczesnej, bowiem ta kultura jest złożona i wcale nie poddaje się prostym podejściom i kontrastowaniu zmitologizowana kultura pańska - kultura chłopska. Że nikt z chłopów nie chciał być z nimi kojarzony, że chłopi naśladowali panów we własnej kulturze materialnej, stąd się wzięły ich stroje czy ich muzyka, w związku z czym nie ma czegoś takiego jak "czysta" kultura chłopów. Że twórcy spektaklu W imię Jakuba S. (Paweł Demirski i Monika Strzępka) pomijają wszystkie komplikacje i sytuacje nie-czarno-białe. Że wcale nie jest tak, że wszyscy chcą przyznawać się do dworków. Że to tylko teraz jest taka niestosowna moda, żeby się do nich przyznawać. Hmm? Nie rozumiem. Co ma być zmistyfikowane? Przecież wiele przedstawieli obecnej klasy średniej wywodzi się od chłopów i biednego mieszczaństwa. Stąd ten niebywały pociąg do konsumpcji jako oznaki prestiżu i pozycji społecznej. W Polsce to aż kłuje w oczy. (A ja się przyznam: część mojej rodziny to mocno ukorzenione w swojej ziemi chłopstwo z zachodniej części Zamojskiego - to mocno mnie kształtuje).
Na krakowską scenę weszli także w pewnym momencie ludzie z Federacji Anarchistycznej, tworzący Krakowski Ochotniczy Chór Rewolucyjny. R.U.T.A. dopuściła ich do głosu. Odśpiewano Warszawiankę 1905 i Bella Ciao. Baner, jaki rozpięli, głosił: "Rozbroić rządy. uzbroić w pragnienia".
Kilka dni później słuchałam rozmowy z Tadeuszem Słobodziankiem w Radiu TOK Fm. Nagrodzony Literacką Nagrodą NIKE dramatopisarz, szef Laboratorium Dramatu, Teatru na Woli i Teatru Dramatycznego (notabene, ostatnie dwie nominacje spowodowały zdecydowane głosy protestu środowiska teatralnego), mówił o rozpętanej - jego zdaniem - modzie na przyznawanie się do chłopskich korzeni i odkrywanie kultury chłopskiej. Mówił że jego zdaniem to mistyfikacja, że kultura chłopska i chłopi w ogóle absolutnie nie są nieobecnymi polskiej kultury współczesnej, bowiem ta kultura jest złożona i wcale nie poddaje się prostym podejściom i kontrastowaniu zmitologizowana kultura pańska - kultura chłopska. Że nikt z chłopów nie chciał być z nimi kojarzony, że chłopi naśladowali panów we własnej kulturze materialnej, stąd się wzięły ich stroje czy ich muzyka, w związku z czym nie ma czegoś takiego jak "czysta" kultura chłopów. Że twórcy spektaklu W imię Jakuba S. (Paweł Demirski i Monika Strzępka) pomijają wszystkie komplikacje i sytuacje nie-czarno-białe. Że wcale nie jest tak, że wszyscy chcą przyznawać się do dworków. Że to tylko teraz jest taka niestosowna moda, żeby się do nich przyznawać. Hmm? Nie rozumiem. Co ma być zmistyfikowane? Przecież wiele przedstawieli obecnej klasy średniej wywodzi się od chłopów i biednego mieszczaństwa. Stąd ten niebywały pociąg do konsumpcji jako oznaki prestiżu i pozycji społecznej. W Polsce to aż kłuje w oczy. (A ja się przyznam: część mojej rodziny to mocno ukorzenione w swojej ziemi chłopstwo z zachodniej części Zamojskiego - to mocno mnie kształtuje).
Słobodzianek nie pojął czym jest fenomen, którego oznaką jest także R.U.T.A. Nie w tym problem. Bunt to bunt. Zapomniany? Im bardziej wypierany, tym silniejszy.
Na koniec kilka cytatów z Szajkowskiego:
Na koniec kilka cytatów z Szajkowskiego:
Tym, co nas najbardziej interesuje, jest podejście do wolności. Jak przez wieki była tłamszona, zabierana i jak ludzie się o nią upominali. To klucz do naszej muzyki. Owszem, wyśpiewujemy w R.U.T.A. pieśni z pewnego regionu geograficznego, wcześniej Polski, teraz głównie Białorusi i Ukrainy. Ale mają one moc uniwersalnego przesłania. ...
... Pieśni „Na Uschod" są pogrążające. Jako jedyny z zespołu chciałem nagrać płytę i wstrzymać się z koncertami. Obawiałem się ich siły. Reszta nie miała wątpliwości. Grać, grać, jedziemy z tym koksem... bo jest na to czas, przełomowy, trzeba wyartykułować pewne niewygodne prawdy, pozwolić odreagować nabrzmiałym od wieków pokładom gniewu i niesprawiedliwości, dać im wybuchnąć niczym trzęsienie ziemi, by później oczyścić z nich swoje psyche...
– To nie jest ani przyjemna, ani bezpieczna zabawa. Rzadko robimy próby, są zbyt wyczerpujące energetycznie. Nawet po wysłuchaniu najnowszej płyty R.U.T.A. nie mogę spać, a co dopiero po koncercie. Trzy dni oka nie mogę zmrużyć. To potężna energia. Dlatego też zależało nam, by ją rozładować, rozbroić, odebrać to bardzo negatywne nasycenie, agresję. By pieśni te nie stały się taką lagą, która może zostać użyta przeciwko komuś.
i wszystko już było...
OdpowiedzUsuń------------
Rewolucja październikowa w Rosji (według terminologii komunistycznej Wielka Socjalistyczna Rewolucja Październikowa) – określenie, stosowane na:
dokonany przez bolszewików przewrót zbrojny w Rosji, trwający od nocy z 24 na 25 października (6/7 listopada), gdy została podjęta ostateczna decyzja przejęcia władzy w państwie, do drugiej godziny w nocy 26 października (8 listopada), gdy został opanowany Pałac Zimowy, a członkowie Rządu Tymczasowego aresztowani;
-----------------------------------
a miało być tak fajnie... ;)
Rozumiem, że R.U.T.A. tęskni za rewolucją październikową?
OdpowiedzUsuńAle jeśli wszystko już było, to nie tylko doświadczenie komunizmu, prawda?