mural Blu na Starym Podgórzu w Krakowie, maj 2011
Nie będę się w tym miejscu rozpisywać o festiwalu ArtBoom, którego - jak zgodnym chórem twierdzą krytycy - Kraków bardzo potrzebuje. Do tej pory nie miałam okazji uczestniczyć w jego wydarzeniach, choć mam nadzieję, że to się w końcu uda. Festiwal dopiero się zaczął. Już teraz jednak mogę zwrócić uwagę, że opisany na stronie http://www.artboomfestival.pl/ program wydarzeń bywa enigmatyczny. Trudno dojść gdzie się co odbywa. Są także wydarzenia, na które trzeba się zapisywać i jest mało miejsc. Znakiem tego roku jest - jak się zdaje - często odwołanie do „ekskluzywności”. Być może dlatego program został ogłoszony ledwie na 2 tygodnie przed otwarciem?
Nie zapominajmy, że Festiwal ArtBoom, którego organizatorem jest Krakowskie Biuro Festiwalowe, to – cytując za stroną internetową – eksplozja sztuki współczesnej w przestrzeni publicznej, sztuki, która prowokuje, zastanawia, wchodzi w interakcję z widzem, sprzyja kontemplacji. Wydarzenie wchodzi w skład serii festiwali mających za zadanie podtrzymać wizerunek Krakowa jako polskiej stolicy kultury. Powyższa strategia promocji miasta nazywa się „6 zmysłów” i powstała w 2008 roku.
To jest trzecia edycja ArtBoomu, którego dyrektorem artystycznym jest Małgorzata Gołębiewska, związana z Fundacją Wschód Sztuki i galerii Art Agenda Nova. Poprzednie dwie edycje traktowane były przez krytyków mimo wszystko ulgowo, krytykowane, ale jednak mówiono, że miasto potrzebuje, że to niezbędny oddech wolności w straszliwie klaustrofobicznym Krakowie itp. Tegoroczna strategia jest inna, mniej artystów, mniej sław, jeszcze więcej za to kuratorów i osób odpowiedzialnych. I haseł o zwrocie w stronę samego miasta, jego mieszkańców i jego problemów. Stworzony został ZOM - Zakład Odzyskiwania Miasta, złożony z grupy kuratorów i kuratorek, którzy we współpracy z miejskimi aktywistami deklarują utworzenie laboratorium miejskości. Oprócz sław i spektakularnych realizacji, jak Jenny Holzer (która wcześniej za tym samym pobytem pojawiła się w Poznaniu) i David Černy, pojawił się przenośny namiot, gdzie głos oddano aktywistom, artystom, pracownikom domów kultury.
Wszystko to zapowiada się nieco enigmatycznie, może niezbyt spójnie (tzn nie stoi za tym jakaś wizja po co i dla kogo właściwie ten festiwal), lecz ciekawie. O wydarzeniach może jeszcze napiszę, a na razie wspomnę tylko o zasadniczej niejasności, której poczucie towarzyszy mi od momentu gdy zapoznałam się z pierwszymi przejawiami ArtBoom 2011. Dwa przykłady. Mural BLU na Starym Podgórzu. Pojawił się bodaj najwcześniej - jako zapowiedź festiwalu. Notabene, Stare Podgórze zdaje się być ulubioną dzielnicą dla arbitralnych lokalizacji dzieł artystycznych w "przestrzeni publicznej". Jest to miejsce bardzo wygodne, bo nie opanowane doszczętnie przez developperów, stąd łatwiej pewnie uzyskać zgody na lokalizacje, a przy tym znajdujące się odpowiednio blisko do centrum i jednocześnie w bezpieczny oddaleniu od Wawelu. W podobnej lokalizacji znalazł się w 2009 roku korytarz Mirosława Bałki i rzeźba Kardynał Joanny Rajkowskiej w Wildze. Nowy mural, autorstwa renomowanego autora, wygląda z drugiej strony Wisły jak… reklama wielkiego kufla piwa.
Prawdopodobieństwo błędnego odczytania treści muralu wzmaga fakt, że tuż obok znajduje się znany pub i miejsce koncertów – Drukarnia, które notabene – jak wieść niesie – będzie się zwijało z powodu podwyżek czynszu. W miejscu tym powstało już jednak zagłębie knajpiane dla młodej, dorabiającej się klasy średniej, więc mural jak najbardziej na miejscu. A jednak to, co z daleka wygląda jak reklama złocistego trunku, z bliższego dystansu okazuje się być hybrydą dzwonu z emblematami papieskimi z tubą do głośnego mówienia. Tak więc wymowa prosta: ogłupieni ludzi (odmalowani u dołu) podążają ślepo za Kościołem. I tu pytanie: dlaczego miasto zamawia antypapieski mural? To samo miasto, które angażuje się organizacyjnie i finansowo w organizację beatyfikacji Jana Pawła II. Skoro tak, to mural BLU jest mrugnięciem okiem w stronę młodszej publiczności – „wiemy jak to jest, jesteśmy fajni i… pseudokrytyczni”. Problemami gentryfikacji miejsca lokalizacji muralu BLU żaden z licznych autorów / kuratorów / organizatorów ArtBoomu nie zaprząta sobie przy tym głowy.
Kolejny przykład niejasności. Festiwal reklamuje się filmikiem. Bodajże w telewizji tramwajowej poznałam jedno z tegorocznych haseł: „odzyskać miasto”,
się także w nazwie kolektywu ZOM. I ja nie rozumiem. Jak to? Miasto chce odzyskać miasto? Prezydent Majchrowski , który zaprasza na "ArtBoom Festival " odzyskuje? Dla kogo? W imię czego i kogo?
Wiadomo, neoliberalizm potrafi wchłonąć wszystko, przerobić nawet najbardziej szlachetne i szczere hasła na rozrywkę. Miasto zatem w 3. Edycji ArtBoomu firmuje krytyczny namysł nad samym sobą i zaprasza do programu rozmaitych działaczy miejskich, których przez resztę roku ma w nosie.
Nie potrafię pozbyć się wrażenia, że ArtBoom, mimo zdecydowanie większego wysiłku włożonego w tym roku w przemyślenie programu, traktuje mieszkańców Krakowa jako rodzaj dekoracji.