Kontynuuję. Ostatnio zaobserwowałam zjawisko, na które do tej pory nie zwracałam uwagi, tak mi było zwyczajne, ale kilka dni temu uswiadomiłam sobie, ze cos tu nie gra.
Przyjezdża krytyk z opiniotwórczej gazety na wystawę. Na krytyka czekają chętni do oprowadzania z całym arsenałem pomocy: katalogów, materiałów prasowych. Chętni, bo wreszcie coś krytyk napisze w mediach ogólnopolskich, no więc jest to ważna wizyta. Krytyk - jakby to rozumiejąc - przyjeżdża późno, niewiele przed zamknięciem wystawy. Boli go głowa i jest skrzywiony, zewnętrznie i wewnętrznie. Przez wystawę przebiega niewiele na nią patrząc. Potem pisze recenzję.
Istnieją oczywiscie warianty. Można mieć czas, przyjechać wcześniej, ale ciągle gadać podczas gdy gospodarze usiłują pokazać krytykowi wystawę. Krytyk zatem przebiega, omiata wzrokiem i i tak wie już swoje. Właściwie to swoje wiedział już przed przyjazdem. I tak dalej.
Pytanie: jaka będzie ta recenzja? No tak, może być dobra, bo rutyna robi swoje. Ale czy coś z niej w ogóle wyniknie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz