20.8.07

Szczęście

Ostatnio stęskniłam się za literaturą piękną. Clou literatury pięknej stanową dla mnie zaś eseje, ta "cukiernia ciast trujących" wedle niezapomnianej definicji Rafała Grupińskiego, dotyczącej tekstów zamieszzcanych w "Zeszytach Literackich".

Sięgnęłam więc nie po - co prawda - Herberta, nie po Czapskiego (notabene, czy nie wylaliśmy dziecka z kąpielą odrzucając całkowicie "ten" sposób pisania o sztuce?), lecz po Giorgio Agambena. "Profanacje" - pierwsza jego ksiażka wydana po polsku, w dobrym przekładzie Mariusza Kwaterko. Czytam to streszczenie poglądów i postawy intelektualnej włoskiego myślciela, czytam jego rodzaj "opus magum", chociaż w miniaturze - i niebezpiecznie mi się ono zbliża do wyklętych w Polsce... właśnie Herberta i Czapskiego. I dobrze się go czyta! Z przyjemnością - a to jest kategoria dla mnie jeśli nie decydująca o wyborze lektury, to przynajmniej bardzo ważna.

I tu, i tam swobodny literacki styl. I tu, i tam, emocje własne wynikające z obcowania ze sztuką o długiej tradycji, i erudycja sięgająca korzeni cywilizacji śródziemnomorskiej. Oczytanie w mitach, biegłość w tradycji literackiej i humanistycznej, rodem z humanistycznego gimnazjum, gdzie piłowano grekę i łacinę... (Niestety, greki i łaciny nie znam, ale znam francuski i włoski - trzeba wreszcie zrobić z nich jakiś użytek!)

Tak więc, Agamben, mimo że bożyszcze nowej lewicy, to i dla "tradycjonalistów jak najbardziej strawny.

***

Dzisiaj jednak o dzieciach - i o szczęściu. U Agambena trafił się miły, mały rozdzial-esej o szczęściu (Magia i szczęście). Szczęście więc dlatego jest szczęściem, bo oczuwamy je jako cud. Jest nieoczekiwane i niezasłużone. Szczęście może się zdarzyć niezależnie od nas i naszych wysiłków. Wiedzą o tym dzieci. I dlatego tak lubią bajki. Bo bajki mówią o nierzeczywistych zdarzeniach, o tym, co nie jest od nas zależzne i co może jednak się nam zdarzyć - i co w zwiazku z tym powinniśmy w dwójnasób docenić. Agamben pisze: Przemożny smutek, ogarniający niekiedy dzieci, bierze się zapewne właśnie ze zrozumienia, że nie potrafią czarować. Sukcesy, które zawdzięczamy swoim zasługom i wysilkom, nigdy nie przynoszą nam prawdziwego szczęścia.

Szczęście i smutek? Tak, jak najbardziej. A przecież dzieci czują szczęście w sposób prosty. Widok zachodu słońca, zapach łąki czy siana, głos świerszczy na sierpniowej łące, przeczytanie fajnej książki. Spotkanie kogoś fajnego, znalezienie czerolistnej koniczynki. Cuda są zwykłe. ale łączą sie one z rzeczami niezwykłymi. Szelesty pod podłogą, hałasy w uśpionym domu w nocy. Nie chodzi zresztą o duchy. Chodzi o dostrzeganie raczej niezwykłości w codzienności, w zwykłych zdarzeniach, do których dorośli przywyczają się tak bardzo, że w ogóle ich ani nie dostrzegają, ani doceniają.

Równolegle z Agambenem czytałam powieść Marthy Grimes "Hotel Paradise". Ci, co mnie znają, wiedzą o mojej słabości do kryminałów. Niniejszym obwieszczam publicznie: jestem od nich uzależniona! (Ale tylko od dobrych, nie od bylejakiego chłamu) "Hotel Paradise" to jednak nie jest klasyczny kryminał. To raczej opowieść o dojrzewaniu, także mająca przecież swoje wzory w historii literatury. Powieść ta mnie zachwyciła i wciągnęła bez reszty. Otóż, dwunastoletnia dziewczynka, Emma Graham, prowadzi śledztwo. Ale to nie jest typowe, o nie! Narratorką jest właśnie ona, i wszystko tu się waha pomiędzy dorosłością a naiwnością. Opis amerykańskiej prowincji kojarzy mi się ze znakomitym filmem Roberta Altmana "Kto zabił ciotkę Cookie?". Jest tu mianowicie i krytyka, a wiele sympatii i zrozumienia dla tej właśnie prowincji i jej zatęchłości. Tutaj więc, pracując dorywczo jako kelnerka w podupadłym hotelu należącym do jej rodziny, pracuje Emma. Jest ona nad wiek dojrzała, bo nie ma w okolicy dzieci w jej wieku (nie licząc zarozumiałego i wykorzystującego ją jej brata, zafascynowanego teatrem). Zaprzyjaźnia się więc z dorosłymi, albo na tyle wrażliwymi i inteligentnymi, by sprawnie porozumiewać się z dziećmi w jej wieku, bądź po prostu wyrzutkami społeczeństwa, którzy są w staie zrozumiec dwunastoletniego, wrażliwego człowieka. Emma przyjaźmi się z szeryfem. Zaskarbia sympatię dwóch wioskowych głupków, którzy - jak się okazuje - byli świadkami zbrodni sprzed czterdziestu lat. Jednak, co najważniejsze, sama dorasta. Zaczyna rozumieć, że najważniejsze jest niewyrażalne, "niewidoczne dla oczu". Osiąga prawdziwe szczęście, mimo że się mieni osóbką niewrażliwą. Tyczasem jej charakterystyki ludzi świadczą o niesamowitej wrażliwości. I również o otwarciu na nietłumaczalne. Śmiem twierdzić, że mimo że ją wykorzystują, to Emma genialnie potrafi uchwycić sedno spraw w danym momencie. Rozumie też czas. W tym wieku czas najbardziej się dłuży i wydaje się nieskończony. Bez zmian. Właśnie wtedy najbardziej prawdopodobne jest przypuszczenie, że będziemy żyć wiecznie. Bo cały czas spełnia się to, co załatwili dla nas rodzice, a jesteśmy jeszcze za mali, by zadziałać na naszą rzecz sami. Czas więc wisi nad nami. Ponieważ jednak nie jesteśmy odpowiedzialni za nasz czas, szczęście może nam się przytrafiac - mimo że go nie doceniamy. Opisy przyrody, Jeziora Duchów autorstwa Emmy, nad którym czuwała bladym świtem, świadczą właśnie o tym. Wtedy doznawała niezasłużonego poczucia spokoju i szczęścia.

W końcu obejrzałam też film Tony Gatlifa "Mondo". To film, który poprzedzał jego wielki sukces - "Gadjo Dilo". I ten film stanowił dla mnie rodzaj podsumowania rozważań o dzieciach. W filmie występuje cygański chłopiec, który początkowo uznawany jest za obcego, przybłędę. Ma 10 lat i wszystkim ufa. Interesują się nim - oczywiście - nie tzw. normalni ludzie, tylko ci, co funkcjonują z boku, na swoją modłę, własnym tempem. Mondo zaprzyjaźnia się z tymi, którzy go respektują, Pojawia się w Nicei nagle - i podbija serca ulicznych akrobatów, magika, rybaka, który uczy go czytać i wędrowniczki, która osiadła właśnie tam. Wszyscy rozumieją, że dla chłopca wolność jest niezbędna jak powiete. Ale życie i jego biurokratyczna logika tego nie respektują, Nicea traci chłopca - i jak głosi narracja filmu - w mieście nie było już tego światła, co dawniej i wszystkim brakowało radości.

2 komentarze:

  1. Sorry, nie wiem jak mogłam zrobić tak głupią pomyłkę - tłumaczenie jest naprawdę dobre!

    OdpowiedzUsuń