28.9.07

Godziwa zapłata

Rzecz bardzo ważna, chociaż uważana w naszym środowisku za taką, o której się nie dyskutuje; dokuczliwa, ale wstydliwa. Artyści, kuratorzy i krytycy, słowem – wszyscy – narzekają i nie wynika to tylko z czegoś, co się nazywa „polską specjalnością”. Jakie są tego przyczyny? Pierwsza to wstyd przed byciem obciachowym i przyznania się do życiowej porażki, druga to fakt, że nie wierzymy, że się zmieni, a trzecia to skupienie się na przeżyciu, na innych pracach, żeby dorabiać i żyć na jako takim poziomie.

Bo w środowisku artystycznym, mam na myśli obieg non-profit, nie zarabia się wiele (to eufemizm). Co więcej, ani za teksty, ani za wystawy nie dostaje się tyle pieniędzy, żeby się zwróciło to, co zostało wydane na przygotowanie. Co tu właściwie wyjaśniać? Żeby przygotować tekst, musisz mieć doświadczenie, ale musisz też przecież zainwestować: w wyjazdy, książki, czasopisma. To wszystko są to w języku ekonomicznym tak zwane koszty uzysku, dlatego też płacimy tylko 10% podstawy opodatkowania. Marny ten przywilej, o ile honoraria są niewielkie, a na początku urzędowania obecnego rządu, nawet i to niewiele pragnęła odebrać nam Zyta Gilowska.

Za teksty płaci się tak marnie, że nawet jeśli piszesz szybko i publikujesz wiele, to trudno o zwrot kosztów zużycia sprzętu, na którym pracujesz (komputer, aparat itp.). Co do stawek, to rozpiętość jest duża, ale ja na przykład coraz częściej piszę zupełnie za darmo – dla siebie, na własny „rachunek”. Wolę jawne, klarowne sytuacje niż wymuszanie pracy za free przez nagminną praktykę: niepłacenie miesiącami. Ciekawi jesteście stawek? Tutaj nie ma reguł oprócz kilku ogólnych: za teksty w katalogach zazwyczaj dostaje się więcej niż za teksty w pismach. Za teksty w magazynach zazwyczaj pieniądze dostaje się po długim wyczekiwaniu i są to kwoty w okolicach np. 200 zł. Ogólnie rzecz biorąc, pisanie o sztuce to jest rodzaj hobby. Chciałam napisać „nikomu niepotrzebnego”, jednak tak nie jest: po czasie beznadziei lat 90., ogólnej nagonki na sztukę, obecnie dzieje się lepiej, widać większe zainteresowanie sztuką i ze strony widowni, i mediów. Stawki za tekst jednak oscylują – oceńcie sami – pomiędzy… 15 zł za stronę do jakiegoś 150 zł, przy czym to drugie spotykane jest nader rzadko. Stawki zależą od instytucji, obowiązuje tutaj duża dowolność. Zaznaczam, że mam na myśli w tej chwili wyłączenie czasopisma i inne publikacje artystyczne.

Kuratorzy mają jeszcze gorzej. Ich honoraria sięgnęły dna i są właściwie zapomogami, żeby częściowo pokryć koszty przygotowywania wystawy. Wystarczy powiedzieć, że nie dostałam jako honorarium kuratorskiego kwoty większej niż… 2500 zł brutto. Jak można w ogóle przygotować porządny projekt, zwłaszcza, że instytucje nie dają pieniędzy na ich przygotowanie: wyjazdy, badania, zbieranie materiałów. Pozostaje pytanie: kto wyznacza takie akurat stawki? Zastój i fakt, że wszystkim jest wygodnie oszczędzać na pracy twórczej (nagminnie dzieje się tak w instytucjach). Na pewno są one pochodną długoletniego braku rynku i traktowania sztuki oraz zawodów artystycznych jako kwiatka do kożucha przy innych zawodach. Świadczą o niskiej pozycji tychże profesji i samej sztuki w polskiej hierarchii. Świadczą także jednak o niezreformowaniu bądź w ogóle niereformowalności istniejących instytucji. Honorarium bowiem dla osób wykonujących prace ważne, ale pochodne w stosunku do idei wystawy, czyli np. tłumacza, grafika opracowującego katalog, znaleźć się muszą. Natomiast kurator musi „wyżywić się sam”, często pieniędzy nie dostaje często w ogóle.

Kuratorzy i krytycy to oczywiście nie są żyjący powietrzem zapaleńcy, niezbyt dużym wśród nich odsetkiem są utrzymankowie, rentierzy czy dzieci bogatych rodzin. :) Powszechnym rozwiązaniem jest praca na wiele etatów, notoryczne dorabianie. Stąd też bierze się często zauważana plaga polskiego życia: łączenie różnych funkcji, np. bycie kuratorem i krytykiem jednocześnie. Niedowartościowanie ludzi sztuki rzutuje na kształt współczesnej produkcji artystycznej. Dlatego tyle rzeczy robi się w pośpiechu, powierzchownie, nie poświęcając im wystarczająco wiele czasu na dopracowanie, solidne przemyślenie tematu. Konieczność pracy zarobkowej zabija bowiem spokój pracy twórczej.

Przemęczenie, nieprzygotowanie, sfrustrowanie. Można oczywiście powiedzieć, że wybraliśmy ten zawód, więc mamy to, czego chcieliśmy. Możemy przecież zdecydować się na działalność komercyjną. To jednak wytłumaczenie bałamutne i świadczące o naiwnej wierze w topornie pojmowany kapitalizm, w to, że rynek wszystko „ureguluje”.

Na koniec odnotuję tylko, że takie kłopoty mamy nie tylko w Polsce. We francuskim Dijon też dadzą się zauważyć. Kiedy tam studiowałam w latach 90., asystentka dyrektorki studiów podyplomowych z zakresu zarządzania kulturą westchnęła i powiedziała, że ona osobiście woli współpracować z prawnikami, a nie z ludźmi kultury. Ci ostatni bowiem wykazują niezdrowe zainteresowanie honorariami, kłócą się o wysokość, chcą prędkiego ich wypłacenia. Tymczasem prawnicy nader często z honorarium rezygnują, nie wykazując zainteresowania tak niepokaźnymi kwotami.

3 komentarze:

  1. Smutne i prawdziwe.
    A ostatnio trafilem na strone Rosy Martinez - ostrzgam, jej CV moze zdolowac:

    http://personal.telefonica.terra.es/web/rosadevenir/cv_eng.htm

    Ponad to wszystko, co Pani napisała, jest też kwestia taka, że o ile jest sporo opportunities dla artystów, zwlaszcza rezydencji, o tyle dla kuratorow jest ich o wiele mniej, i sa to na ogol skromniejsze oferty.

    Bo jesli nie jest sie zamoznym z domu, to pozostaje znalezc sobie bogatego męża: prawnik, ekonomista, chirurg plastyczny etc.
    Nawet jeśli rozważać tę opcję na serio (powrot do tradycji małżeństwo jako kontrakt), to i tak jest to droga zamknięta dla niektórych (dla mnie z racji płci).

    Albo pojsc do duzego banku i wytlumaczyc prezesowi, jak bardzo potrzebuje kolekcji sztuki wspolczesnej, a nastepnie zostac organizatorem/ką tej kolekcji.

    :/

    OdpowiedzUsuń
  2. ha. od pewnego czasu, gdy zostaje poproszony o dołączenie krótkiego biosa do tekstu, który jest gdzieś - tam publikowany, wstawiam jedno krótkie zdanie na koniec: "od dwóch lat zbiera na auto". teraz już od trzech lat i jeśli się nie wydarzy jakiś cud, to dalej będę kuratorem/krytykiem posługującym się komunikacją państwową :)

    marudzę? nie sądzę. auto jest mi po prostu potrzebne, tak samo jak laptop, żeby ogarnąć wszystkie projekty/projekciki, nad którymi pracuję, żeby się "jakoś" utrzymac.

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy31/5/09 00:42

    Taki duch czasów: pragmatyzm + konsumeryzm + praca + rozrywka dla mas + dyktatura relatywizmu.
    Artyści, naukowcy i wszelkiej maści humaniści, pojmowani są dzisiaj jako nieudacznicy życiowi, lenie i idioci, którzy "nie nadążają za tempem przemian". Chcieliśmy Zachodu, no to mamy.

    OdpowiedzUsuń