Dużo się działo w czasie kiedy nie pisałam. Były wyjazdy: Białystok (wystawa „Depresja”), Zurych (m.in. wystawy Olafa Breuninga w Migros Museum i Petera Riegli w Kuntshaus), Berno (Kunsthalle), Fryburg (wystawa z okazji wydania kolejnej serii „Cahiers d’Artistes” we Fri-Arcie), Wrocław (Konkurs Gepperta), Łódź (Muzeum Sztuki). Wszystko związane z działalnością zawodową. Mnóstwo spotkań, wrażeń, myśli.
Wydarzyło zdaje się coś takiego, że ten natłok wrażeń spowodował moje zamilknięcie. Efekt Stendhala? Tak, ale też paraliżująco podziałała konieczność szybkiego wyrażania określonych sądów zamiast dania sobie czasu na zastanowienie się.
Bardzo się cieszę z głosów osób, które czytały różne tematy poruszane przeze mnie i do nich się odnosiły, najczęściej podczas spotkań. Dzięki temu wiem, co najbardziej porusza czytelników. Tak więc, do najbardziej gorących i szczególnie komentowanych należy temat instytucji i także warunków życiowych ludzi z naszej grupy zawodowej. Obiecuję, że będę kontynuować.
Chcę także zastrzec się, że bynajmniej nie piszę o instytucjach i warunkach życiowych ludzi sztuki po to, żeby narzekać. Absolutnie nie! Chcę raczej wyciągnąć ten problem na światło dzienne i wywołać dyskusję na temat wstydliwej zaszłości po PRL. Praca twórcza jest w Polsce niedoszacowana. Jak pisałam, projektant katalogu, tłumacz tekstów, pan stawiający ścianę karton-gips w galerii mogą liczyć na wynagrodzenie. Osoba, która to wszystko wymyśliła, która trzyma wszystkie sznurki w ręku i odpowiada za całość – czyli kurator wystawy – albo dostaje honorarium równe im (w najlepszym wypadku), albo – co bardzo częste – nie dostaje w ogóle. Nie wiem czy uzmysławiając istnienie problemu można sprawić, że istniejące już i nieruchawe instytucje publiczne, będą skłonne się zreformować. W gruncie rzeczy wątpię w to. Myślę jednak, że nowe instytucje będą już działać według bardziej cywilizowanych zasad (co już się zaczyna dziać).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz