23.11.07

Krajobraz kulturowy

Do moich zainteresowań należą sprawy związane z krajobrazem. Jeszcze jako studentka pisząca pracę mgr, brałam udział w pierwszej edycji szkoły MCK w Krakowie. Było to bodajże w 1992 roku. I mówiło się tam o krajobrazie kulturowym polskim i Europy Środkowej w ogóle. Była to inauguracja kursów prowadzonych przez MCK. Naszymi wykładowcami było wielu wspaniałych, mądrych nauczycieli. Jednym z patronów kursu był Adam Miłobędzki. Ale pojawił się tam np. Andrzej Vincenz. Wtedy nie bardzo jeszcze byłam świadoma po co i kto wprowadził te rozważania o Europie Środkowej, skąd w ogóle ta szalona idea kontynuowania utopii wspólnoty kulturowej tej naszej części Europy pod auspicjami resztek Monarchii Austrowęgierskiej. Tematem mojej pracy – proszę się nie dziwić (!) – były cmentarze wojenne z I wojny światowej w Beskidzie Niskim. To szczególna grupa cmentarzy, projektu wybitnego architekta słowackiego (dzisiaj byśmy powiedzieli) Dusana Jurkovica, w liczbie 30, które do dzisiaj zachowały się na południowych rubieżach Polski. Zaniedbane, ale w większości jeszcze istniejące, odnawiane nakładem pracy zapaleńców, w latach 80., kiedy chodziłam po górach, należały do tematów dostępnych jedynie dla wtajemniczonych. Frapujące jest ich podobieństwo do stylu zakopiańskiego Witkiewicza, ale też wtedy poszukiwanie style „narodowego” należało do powszechnych zainteresowań architektów kształconych np. w Wiedniu (a taka była droga Jurkovica). Tak więc, o wiele bardziej interesująca jest nie cała dobrze zorganizowana machina wojenna umierającego imperium, ale sama kwestia odczuwania krajobrazu, niesamowite wręcz jego wyczucie i symboliczne wykorzystanie natury w górach gęsto zaludnionych w tamtym czasie, ale przez ludność wiejską. Same cmentarze, jak i działalność Jurkovica są dzisiaj stosunkowo dobrze opisane w literaturze fachowej, ale brakuje analiz ich wartości symbolicznej z wykorzystaniem np. poezji Georga Trakla.

Jestem pewna, że wrócę do tego fascynującego tematu, ale też zapewne z niego wzięło się moje uczulenie na krajobraz w Polsce w ogóle. Krajobraz miejski przede wszystkim. Krajobraz w Krakowie. Śledzę pilnie dyskusje tutaj prowadzone. Obserwuję co się dzieje w mieście. Bywam także w Lublinie, obserwuję zmiany zachodzące także tam, na „ścianie wschodniej” – i te zmiany m się nie podobają. Bo, o ile w Krakowie można mówić o jakieś spójnej strategii, chociaż jest to moim zdaniem krótkowzroczna strategia przyciągania turystów bez dawania im wystarczająco interesującej oferty kulturalnej, to w Lublinie króluje ciągle poszukiwanie i potwierdzanie własnej tożsamości. Kilka symbolicznych gestów, utworzenie deptaku, postawienie bardzo niedobrego pomnika Piłsudskiego na głównym placu miasta, a potem co się rzuca w oczy, to kompletny chaos reklam, zasłaniających miasto. Wszędzie, nawet na głównym deptaku, mnóstwo szyldów. Każdy inny, zasłaniają architekturę.

To wszystko piszę po to, żeby zaznaczyć skąd bierze się moje zainteresowanie kwestią krajobrazu. Chciałabym do niego kiedyś wrócić, tak jak moją ambicją jest wreszcie znaleźć czas i pisać eseje – chętnie na bazie notatek z bloga.

Tymczasem chcę odnotować, co ostatnio przeczytałam. Ryszard Kapuściński pisał o krajobrazie w Austrii i bodajże w Afryce:
Są krajobrazy napełniające radością i takie, które budzą niechęć i odrazę. Pierwsze są przedłużeniem i owocem naszej wytrwałej i pracowitej osobowości, drugie odrzucają nas: kurczymy się w sobie osaczeni agresywną brzydotą i tandetą.

No, właśnie. Krajobrazy są obrazem tego jacy my sami jesteśmy. Tak samo wnętrza naszych mieszkań. Odbijają dokładnie co mamy w środku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz