Adam Mazur zrecenzował nową edycję „Art Now”. Uderza mnie satysfakcja, z jaką odnotował ilu polskich artystów widnieje w tym kompendium najbardziej liczących się współczesnych twórców. Dziwnie pachnie mi to uniesieniami kibica sportowego. Nasza reprezentacja jest liczna – cztery osoby (Althamer, Ołowska, Sasnal, Uklański) - w sytuacji gdy Czesi nie mają nikogo! Chciałabym jednak postawić pytanie czy coś z tego dla nas z tego wynika. I jak świadczy to o naszym środowisku? Czy nie lepiej byłoby je mieć bardziej zdecentralizowane, pluralistyczne? Zdrowsze to i ciekawsze, mniej przewidywalne.
Zawsze uderzał mnie fakt, jak przez lata niewiele w Polsce było „pożytku” z zagranicznej kariery Mirosława Bałki. O jego wystawach wiedzieli tylko wtajemniczeni i nijak nie przekładało się to na jego obecność i wpływ w Polsce, nie mówiąc już o jakości uprawianej tutaj rzeźby. Oczywiście, nie mam pretensji do samego artysty - to byłoby absurdalne. Na szczęście, jakiś czas temu ta sytuacja uległa zmianie i Bałka stał się w Polsce bardziej obecny. Z połową artystów wyliczonych w „Art Now” (Uklański, Ołowska) dzieje się podobnie. Stawia to pod znakiem zapytania zasadność recenzowania wspomnianego dzieła pod kątem reprezentacji narodowych.
Chcę przy okazji zadać pytanie o obecność innych ludzi sztuki z Polski na scenie międzynarodowej. Co z kuratorami? Czy kariera dwóch Adamów: Szymczyka i Budaka ma jakiekolwiek przełożenie na scenę polską, czy coś jej daje, czy wreszcie oznacza jakąś siłę tej sceny, czy ją promuje? Czy może stanowi odbicie siły środowiska kuratorów w Polsce, albo może wpływa na rozwój sztuki kuratorowania wystaw w Polsce? Nic z tych rzeczy.
Ostatnie pytanie. Czy z naszego środowiska wywodzi się jakiś powszechnie uznawany krytyk? Gdy przegląda się polskie pisma artystyczne, zwłaszcza te sieciowe, wydaje się, że jest bardzo dobrze, polemika następuje za polemiką, dyskusje trwają, różnice zdań istnieją, czytelnicy rzucają gromy na autorów, pisze się dużo i różnorodnie. A jednak tym, co się rzuca w oczy, jest ograniczony horyzont naszej krytyki, tkwienie tylko na naszym podwórku. Po drugie, od razu widać jej „testosteronowość”. Często mam wrażenie, że dyskusje są prowadzone rytualnie i dla samej walki na słowa, dla zaznaczenia "ja istnieję!", dla pokazania kto tu rządzi, dla uzurpowania władzy, a nie dlatego, że jest problem i jest różnica zdań. Krytyk jako osobowość, z własną wizją, szerszą niż polskie ostatnie wystawy, krytyk jako wybitny myśliciel, na którego teksty się czeka i czyta z uwagą, krytyk ze znajomością kultury w ogóle, czytający poezję, chodzący do teatru, oglądający filmy, znający się na filozofii – nie istnieje! Nie mamy takiego krytyka, którego z uwagą czytałby świat. I to jest smutne.
Celnie! a zwrocila Pani na zlosliwy komentarz obiegu na temat z.libery "Początek kariery akademickiej w... Czechach". brakowało tylko uwagi a gdzie to jest. W krytyce artystycznej reprezentowanej przez Obieg a zwlaszcza Adama Mazura i Kube Banasiaka, jakis brutalny testosteron, polaczony z nacjonalizmem i prowincjonalizmem zapanowal. Liczy sie wladza, kasa (sukcesy rynkowe zmeczonych polskich malarzy), Polska i kolejne polskie pokolenia, bez jakiejkolwiek problematyzacji dlaczego. Jakos malo perspektyw, pluralizmu, chodzenia mniej wydeptanymi sciezkami, marginsami, tylko brutalna i niepotrzebnie sztucznie wzniecana walka pokoleniowa, brak dystansu do wlasnego podworka. Fajnie ze sa zmeczeni malarze, ale to nie oznacza ze umarli niezmeczeni niemalarze, i ze gdzies nie toczy sie moze i ciekawsza dyskusja na inne tematy niz sukcesy narodowej reprezentacji na zachodzie, np. w lublanie, zagrzebiu sladami igora zabla...
OdpowiedzUsuńZgadzam się, za mało oddechu, ale oczywiście - ja także za to ponoszę odpowiedzialność. Testosteronowość rzuciła mi się w oczy np. przy dyskusji Kuby Banasiaka i Piotra Bernatowicza o Krasnali. Przecież tam nie chodzi o Krasnali, tylko o to kto jest ważniejszy...
OdpowiedzUsuńfajny tekst
OdpowiedzUsuńciekawe byloby zestawienie obiegu i piktogramu
ten drugi magazyn stara sie laczyc polskie podworko z internacjonalizmem swiata sztuki
ale paradoksalnie wydaje sie ze pktogram spotkal ten sam los co polskich artystow, ktorzy odniesli sukces za granica, marginalizacja w polsce