21.1.10

Dwóch poważnych artystów (a także dwie strony osobowości krytyka)




Tomasz Kowalski, Norman Leto, nocne zwiedzanie, CSW Toruń, fot. Wojtek Olech


O wystawie w CSW Toruń, która jest wspólnym przedsięwzięciem Tomka Kowalskiego i Normana Leto, można napisać wiele dobrego. Jeśli ktoś jest w temacie, to na pewno zareaguje zaciekawieniem na te nazwiska. Spotkanie dwóch artystów należących do najgłośniejszych postaci w młodej sztuce polskiej musi być elektryzujące. Obaj już opromieni są sukcesem, otoczeni dobrymi recenzjami i sporym zainteresowaniem publiki, dostali się też na nieoficjalne listy artystów „sieciowych”, czyli takich, których liczące się w Polsce galerie powinny wystawić… Wciąż nie boją się eksperymentu, pragną wychodzić poza własne, dotychczasowe osiągnięcia. Wszystko to widzę i doceniam, ale jednak mam dylemat. Nazwę go rozdarciem pomiędzy mną a krytykiem we mnie. (Stan ten jest może niezbyt wygodny, ale niewątpliwie kreatywny.) Określić go można jako odczuwanie sprzeczności między tym, co znam i lubię, a pomiędzy tym, co widzę oczami krytyka. To, co mogę wyczytać z wystawy bazując na upodobaniach i doświadczeniu, na znajomości twórczości obu artystów czy stylu kuratorskiego Joanny Zielińskiej, która zajmowała się tą wystawą – stoi po jednej stronie „barykady”, a po drugiej… Po drugiej znajduje się to, co widzą ludzie nie wchodzący w skład naszego wąskiego środowiska zawodowo-towarzyskiego. Odczytanie oczami laika, którego krytyk niekiedy powinien mieć na uwadze – po to, by skuteczniej wprowadzać go w świat sztuki.

Wystawa „nocne zwiedzanie / nightseeing” powoduje więc wewnętrzny konflikt dwóch stron osobowości krytyka. Jak ten dyskomfort się objawia? Ból głowy? Mówienie do siebie, a nawet kłócenie się ze sobą? Rozdwojenie osobowości?

Żarty na bok. Włożywszy trochę wysiłku w oglądanie, ale bardziej chyba w doczytywanie, uzupełnianie wiedzy o tym, co właściwie jest cichym bohaterem tej wystawy, można zyskać pewną satysfakcję. Osoba znająca języki sztuki najnowszej, obeznana z aktywnością sceny artystycznej, oceni ją jako intrygującą. Natomiast osoba bez wiedzy na temat sztuki najnowszej, odczyta ją jako wystawę, która stawia niewidzialną barierę. Wystawę, którą widz może odczytać jako arogancką, bo sugerującą widzowi: „jesteś niepotrzebny”.

Dla koleżanek i kolegów napisałabym tak: „nocne zwiedzanie” odnosi się, do tego, że na wystawie mało „widać”, wystawa mało odsłania. Noc jest przecież metaforą prób Tomka Kowalskiego. Na wystawie zaciera on znaczenia, dosłownie pozbywa się tego wszystkiego, z czego do tej pory był znany i co przyniosło mu sukces. Film Normana Leto pokazuje jak mogłaby wyglądać wystawa Tomka gdyby chciał on wykorzystać swe figuratywne prace o znanym stylu. Tomek jednak z tej wystawy rezygnuje, pokazując nam rzeczy, których nikt by się po nim nie spodziewał. „Wyciera” historie, te wszystkie figury, postacie, maszyny, krajobrazy, którymi uwiódł „zwykłą” publiczność, galerników i kolekcjonerów. Pokazuje dwa małe puste obrazki, dwa obiekty. Nie ma tu żadnych tropów, żadnych punktów zahaczenia. Jest pustawo, raczej ciemno, nastrojowo. Obiekt dźwiękowy na stoliku ma ten sam staromodny szarm, jakim czarował Tomek w swoich znanych obrazach. I tyle. Leto z kolei pokazuje fascynację twórczością Tomka. I tyle. Nie pokazuje własnej twórczości, jedynie ten niezwykle przekonujący fikcyjny dokument. Ta wystawa jest próbą mierzenia się artystów z własną popularnością i z ograniczeniami, jakie ona niesie. Jest wyzwaniem rzuconym publiczności.

Do spoza środowiska napisałabym tak: Tomek Kowalski i Norman Leto należą do najgłośniejszych postaci w młodej sztuce polskiej. Ich twórczość uważa się za niezwykle obiecującą, zwłaszcza działalność Tomka spełnia oczekiwania czegoś atrakcyjnego i (pozornie) lekkostrawnego, łącząc w sobie powab wizualny i narracyjność. Jednak ci, co spodziewają się zobaczyć na wystawie w Toruniu swoiste wizytówki, poczują się rozczarowani. Wystawa nosząca wieloznaczny tytuł „nocne zwiedzanie…”, pokazuje raczej próbę odejścia od znanej stylistyki, nie można zatem zobaczyć nadrealistycznych, błyskotliwych obrazków Tomka, które kojarzą się ze starymi ilustracjami do książek dla dzieci i młodzieży (książek teraz wznawianych na fali nowego zainteresowania starą sztuką edytorską). Komputerowa animacja Normana Leto nie pokazuje samego artysty, bo chowa się on za postacią kolegi, tworząc (wirtuozerski) film… o nieistniejącej wystawie Tomka Kowalskiego. Znalazły się tam bowiem najnowsze prace, których w rzeczywistości w toruńskim CSW się nie znajdzie. Jeśli chodzi zaś o propozycję Kowalskiego, są tu dwa niewielki jednokolorowe obrazki (właściwie bez koloru – jeden białawy, drugi czarno-szary) i dwa obiekty, jeden składający się z kawałka szmatki i dwóch wałków jakby wyciśniętych z tuby farb, a drugi – dźwiękowy, emitujący lekkie, tajemnicze buczenie – to stary biurowy stolik, na nim skrzynka, na niej kamerton, obok zaś pokrętła jakby od wzmacniacza. Prostota i tajemnicza atmosfera królują. Wystawa jest wyzwaniem rzuconym publiczności, nie jestem tylko pewna, czy jest ona w stanie je dostrzec.

Miałabym więc dwie różne oceny tej wystawy. Która jest ważna? Która obowiązuje? W rozstrzygnięciu dylematu może pomóc spojrzenie na to, gdzie wystawa jest pokazywana i do kogo się ją adresuje. Otóż CSW w Toruniu jest dużą publiczną galerią, niezwykle dbałą o konsekwencję programową, ale także i o edukację. A jednak CSW w osobie Joanny Zielińskiej, kuratorki wystawy, zdecydowało się pokazać tę trudną w odbiorze wystawę bez wystarczających wyjaśnień. Zamiast rozbudowanych not artystów, które można przeczytać na ścianie, ważniejsze byłoby danie kilku słów o samych ich spotkaniu i wystawie, o tym, że stanowi ona świadectwo przekraczania własnych osiągnięć, jest próbą odniesienia się do oczekiwań publiczności (i rynku).

Nie jestem za wystawienniczą łopatologią, nie cierpię wręcz rozbudowanych tekstów na ścianach czy kartkach. Tutaj jednak jest rzadki przypadek, kiedy zabrakło trafnych objaśnień.

Mam wrażenie, że decyzja o unikaniu objaśnienia samej wystawy wynika z obawy, by ten niewielki w gruncie rzeczy i subtelny pokaz nie został zabity tekstem. CSW ma duże zaufanie do własnej publiczności, zastanawiam się jednak czy przy swojej bardzo przemyślanej, udanej, ambitnej działalności, czy nie powinien trochę bardziej się z nią zaprzyjaźnić, mieć odrobinę cieplejszy stosunek do niej.


Tomasz Kowalski / Norman Leto, nocne zwiedzanie, CSW Toruń, 10 grudnia 2009 – 14 lutego 2010, kuratorka Joanna Zielińska


Postscriptum (23.01.)
Przyznaję się do błędu, na który zwrócono mi uwagę. Zarówno w przestrzeni samej wystawy, jak i w innych miejscach (m.in. strona www toruńskiego CSW) znalazła się także nota o samym spotkaniu obu artystów i o idei wystawy. Notę oczywiście poznałam przed napisaniem swojej recenzji. Jednak sama ona nie stanowi moim zdaniem wystarczającego wprowadzenia do "nocnego zwiedzania", niestety. Gdy się więc zastanawiam dlaczego o niej zapomniałam, do głowy przychodzi mi taka właśnie odpowiedź. Została ona napisana zbyt ogólnie, jest zbyt zdawkowa. Kuratorka wystawy, za bardzo chyba zaufała wiedzy publiczności. To trudna sztuka napisać taką notkę o wystawie, która jednocześnie wprowadzałaby ideę wystawy i nie mówiłaby za dużo, nie dopowiadałyby, nie zamykała...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz