22.1.10

Bałka, słoik i niewykorzystane szanse

Powrócę na chwilę do korytarza Bałki. Niedawno „Gazeta Wyborcza w Krakowie” piórem Rafała Romanowskiego rozpisywała się jakim to zacofanym miastem jest Kraków. Przepadam wprost za tą argumentacją, którą da się streścić w krótkim: „patrzcie i wstydźcie się jacy jesteście wsteczni. Londyn zachwycił się Bałką, nad jego wystawą w Tate Modern krytycy ‘Guardiana’ pieją z zachwytu, a w Krakowie pracę genialnego rzeźbiarza mamy pod bokiem i nikt nie zwraca na nią uwagi oprócz dzieci, grafficiarzy i lokalnych pijaczków”. Rzecz dotyczy korytarza AUSCHWITZWIELICZKA, o którym już pisałam odnosząc się krytycznie do jego lokalizacji, i właściwie mogłabym powiedzieć „a nie mówiłam?”. Oprócz mnie, wiele osób, a zwłaszcza mieszkańców dzielnicy Stare Podgórze, w której monument ulokowano, opowiadało się przeciwko miejscu dla niego na Placu Niepodległości. Ale nie, nie mam poczucia satysfakcji. Praca stoi tam jak wyrzut sumienia dla Krakowskiego Biura Festiwalowego oraz kuratorów Festiwalu ArtBoom. Jak się jednak okazuje, i co bardzo nie podoba się z kolei dziennikarzowi „Gazety Wyborczej”, społeczność lokalna jednak ów pomnik udomowiła, wieszczona przez Romanowskiego dewastacja nie jest nią w gruncie rzeczy, jest zaś odpowiedzią lokalsów na monument. Bo czego innego się artysta, kuratorzy i dziennikarz spodziewali? Rzeźby zadbanej i kwiatków posadzonych dookoła? Społecznych dyżurów mieszkańców? Skoro praca Mirosława Bałki została umieszczona w przestrzeni miasta, to stała się podarunkiem dla mieszkańców. Nie zostali oni zapytani czy pragną tego daru, czy im odpowiada. Jednak, skoro już stoi, to korytarz AUSCHWITZWIELICZKA nie jest jakimś eksterytorialnym bytem, oddziałem muzealnym, przeniesionym na plac, choć obecność firmy ochroniarskiej, która korytarza strzegła w początkowym okresie, mogłaby o tym sugerować. Pilnowano rzeźby, by nikt jej nie zniszczył… A idea sztuki w przestrzeni publicznej? Mieszkańcy potraktowani zostali jak barbarzyńcy przez wysoce kulturalnych urzędników i dyrektorów artystycznych festiwalu… Dlatego argumentowanie Rafała Romanowskiego, mające zawstydzić urzędników miejskich i zmusić ich by o rzeźbę zadbali, jest wyjątkowo bałamutne. W Londynie Bałka święci triumfy wśród wysublimowanej publiczności galeryjnej, a w Krakowie bezdomni nocują w jego rzeźbie… To byłaby piękna puenta. Raczej jednak sikają na rzeźbę wielkiego artysty. A to już wstyd.

Wypowiedzi Romanowskiego uzupełniły w perwersyjny sposób złote myśli Jakuba Żulczyka, także z krakowskiego dodatku do „Gazety Wyborczej”. Jak wspominano kilka razy w tekście, Żulczyk przeniósł się z Krakowa do Warszawy. Mając już pewien staż w stolicy, dokonuje porównań miedzy miastami (na co zawsze Krakowianie reagują z niezdrowym podnieceniem). Niemiłosiernie chlaszcze Kraków, z sadystyczną przyjemnością nie zostawiając na nim suchej nitki. Jeśli według niego, Kraków jest słoikiem z kiszoną kapustą, to Warszawa czym jest? Prawdopodobnie patelnią ze smażącą się jajecznicą.

Wypowiadane w naprędce podyktowane stereotypem oceny nie są zbyt mądre i doprawdy nie wiem, po co dla nich przeprowadzać długi wywiad.

O wiele mądrzej wypowiada się na temat specyfiki Krakowa i różnic między Krakowem a Warszawą Tomasz Gutkowski z Miesiąca Fotografii. Mówi o mieście, w którym wiele energii się traci na użeranie z urzędnikami, że nie wypracowano procedur współpracy w NGO-sami i wiele innych rzeczy w tonie konstruktywnej krytyki, I o to właśnie chodzi – nie odbębniać rytualnego lamentu jak tutaj jest źle, tylko znać dobre i złe strony – i działać na rzecz zmiany. :)


Wiadomość z ostatniej chwili: jak donosi "Gazeta Krakowska" 20.01.2010 Radni Dzielnicy XIII (Podgórze) podjęli uchwałę domagającą się usunięcia betonowego tunelu Mirosława Bałki z Placu Niepodległości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz