Pojawia się za to jakże cenna umiejętność dzielenia czasu na pracę i życie
prywatne. Nie wszystkie krytyczki i nie wszyscy krytycy tak potrafią. Z własnych
obserwacji wysnuwam wniosek, że umiejętność ta zwiększa się z wiekiem. Początkowo
jednak bywa katastrofalnie. Niekończąca się praca w każdym miejscu i o każdej porze
dnia i nocy. Często mówi się przecież, że specyfiką naszego zawodu jest
niemożliwość wytyczenia linii podziału, gdzie kończy się aktywność zawodowa i
gdzie zaczyna się życie prywatne. Innymi słowy, to umiejętność powiedzenia „nie”.
Z jednej strony, zaangażowane postawy dyktują pasja i zaangażowanie, specyfika
dyscypliny, która jest pracą twórczą, humanistyczną, z drugiej jednak taki
sposób działalności najmocniej wypala, ponieważ nie potrafisz postawić granicy
i powiedzieć „koniec, teraz mam czas dla siebie”. Gdy się zastanowić, to jest
to właściwie niezły sposób na drenowanie energii z ludzi, niezły sposób wyzysku
pracowników i prędkiego doprowadzenia ich do kresu możliwości. Często w pracy spotykamy się wszak z takim postawieniem sprawy: z
poczuciem nieustannego wymieszania, przyjaźnienia się z ludźmi, którymi się
zajmujesz zawodowo, z łączeniem wyjazdów na wakacje z Biennale Weneckim
(tradycyjny cel masowych pielgrzymek polskiego świata sztuki) i nieustanne
poczucie bycia w pracy, niosące ze sobą w efekcie zmęczenie, zmęczenie i jeszcze
raz zmęczenie.
Dobra kondycja fizyczna i bycie krytyczką / krytykiem? Czy taka osoba ma w ogóle szansę na wiarygodność? Krytyczki i krytyków kojarzy się zazwyczaj z tymi, co uprawiają nasiadówy w knajpach, plotkując i przesiadując długo w noc w niedoświetlonych miejscach, gdzie spotyka się artystyczne środowisko. Jeśli jednak rzeczywiście poznać style życia krytyków i to w jakiej przedziałce społecznej się sytuują, to widać chyba raczej biedę, brak perspektyw i jałowość własnej działalności: kompletny brak poczucia tego do kogo się feruje oceny i w jakim celu. Krytyka jest rodzajem środowiskowej gry, albo – co jeszcze gorsze – rytuału. Taki krytyk bardziej niż w knajpie i bardziej niż w galerii czy pracowni artystów, siedzi przy kompie. To on jest źródłem jego wiedzy i skarbnicy społecznych zachowań.
Dobra kondycja fizyczna i bycie krytyczką / krytykiem? Czy taka osoba ma w ogóle szansę na wiarygodność? Krytyczki i krytyków kojarzy się zazwyczaj z tymi, co uprawiają nasiadówy w knajpach, plotkując i przesiadując długo w noc w niedoświetlonych miejscach, gdzie spotyka się artystyczne środowisko. Jeśli jednak rzeczywiście poznać style życia krytyków i to w jakiej przedziałce społecznej się sytuują, to widać chyba raczej biedę, brak perspektyw i jałowość własnej działalności: kompletny brak poczucia tego do kogo się feruje oceny i w jakim celu. Krytyka jest rodzajem środowiskowej gry, albo – co jeszcze gorsze – rytuału. Taki krytyk bardziej niż w knajpie i bardziej niż w galerii czy pracowni artystów, siedzi przy kompie. To on jest źródłem jego wiedzy i skarbnicy społecznych zachowań.
A w aktywności fizycznej da się wiele wycisnąć dla różnych potrzeb. Można
biegać maratony, można pływać, można uczęszczać na siłownię, grać w gry
zespołowe. Ta ostatnia opcja w moich oczach odpada, zespołowość nie rymuje się
z krytykami. Tutaj może nie tyle agresja, co ćwiczenie sobie a muzom, ale przy
innych, bez ich udziału, bez współzawodnictwa, ale i konieczności współpracy.
Biegówki akurat się w takie wymagania wpisują, ale i maratony i zwykły,
pospolity fitness.
Mój komentarz: http://strasznasztuka.blox.pl/2013/01/Krytycy-a-sport.html
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
ciekawy portret psychologiczny ;)
OdpowiedzUsuńPolecam kawę. http://biespiotr.blox.pl/html
OdpowiedzUsuńserdeczne pozdrowienia