Kiedyś pewna psycholożka tak określiła jakiś (mój) typ osobowości. Czy ja do tego pasuję? No nie, to już przesada! Lęk, nieśmiałość i melancholia jako sposób na uprawianie krytyki?A dlaczego nie? Kiedy rozmawiam z artystami, nie ma takiego, który by nie wyznał, że był nieśmiały. (To taka sama właściwie prawidłowość jak z kobietami, z którymi przeprowadzają wywiady pisma kolorowe. Każda z nich w dzieciństwie właśnie nie była nieśmiała, ale każda z nich była - co ciekawe - chłopczycą, wspinała się na drzewa, ganiała. Ja chłopczycą nie byłam, więc kariery pop-kulturowej nie zrobię. Tak czy owak - wracając do tematu - jak aktorki czy piosenkarki, które zrobiły karierę, stroniły od niesmiałych dziewczynek w dzieciństwie, tak artyści przeżywali we wczesnym wieku katusze nieśmiałości...) Tak samo jednak... aktorzy, każdy z nich deklaruje, że został aktorem, bo był nieśmiały i żeby coś z tą nieśmiałością zrobić. Skoro aktorzy mogą, to dlaczego nie krytyk?
A teraz coś w związku z krytyką - a będzie w przyszłości tego wiele. Polska krytyka cierpi na kompleks pisania szkolnego, bez indywidualności, z kompleksem dobrego ucznia, wytworu szkoły polskiej, to znaczy tego, żeby wykazać się koniecznymi do uwiarygodnienia lekturami i bezpieczną bezrefleksyjnością. Oczywiście, i tak się mocno polepszyło. Lepsze teksty przeintelektualizowane niż teksty bezmyślne zupełnie jak to dawniej bywało. Zawsze zdumiewał mnie fakt, że historykami sztuki zostają osoby pozbawione elementarnej wrażliwości na sztukę. Tak samo z krytykami. Na przykład taka intuicja. Jest przecież bardzo ważna, niezbędna wprost, żeby radzić sobie ze sztuką. Intuicji się nie ceni w naszej zatęchłej piwniczce krytyki. Co tam, ważne, żeby odwołać się do kogo trzeba, żeby pisać o czym trzeba. A kto dyktuje co wypada?CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz