25.3.07

Ekstrawagancje krytyka

Lubię czytać blogi kolegów krytyków. Zawsze miałam dojmujące poczucie samotności, tymczasem okazuje się, ze jest nas więcej (to zawsze szok na otwarciach wystaw typu biennale za granicą: jesteśmy liczną i malowniczą grupą zawodową - jednocześnie jednak łatwą do zidentyfikowania: kobiety mają zazwyczaj półdługie włosy, grzywki, jasne cery, czerwone usta, męzczyźni noszą się w sposób jeszcze mniej wyszukany, chodzi o to, żeby stosunkowo elegancką marynarkę i spodnie kolory czarnego zestawić ze sportowymi, markowymi butami)...
Nie zmienia to faktu, że w sumie większa solidarność odczuwam względem krytyków spoza Polski - wydają się mieć więcej zrozumeinia względem mojej postawy niż krytycy w Polsce. Krytycy w Polsce wydają się bowiem być zaczadzeni samą wizją siebie jako krytyka. Wystarczy przejść przez najświeższe teksty czy blogi. Co się rzuca w oczy, to nadmiar słów, niewrażliwość na sztukę. ambicja i jeszcze raz ambicja. Blogi są pisane jak oficjalne teksty do czasopism, a nie rodzaj zupełnie innej prezentacji, nieoficjalnej, dopuszczającej miejsce do wątpliwości, dialogu, dyskusji.
Nie chcę lansować Krytykanta, ale niech tam. Czepianie się ankiety z Arteonu o tym kto po Sasnalu jest dla mnie strzelaniem z armaty do myszy. Niestety tak. Brak znajomości twóczości omawianych malarzy, brak wrażliwości (typowa cecha polskiej historii sztuki - wrażliwość jest tam ostatnią rzeczą, której się wymaga), dziwne i nieadekwatne słownictwo. a przede wszystkim za duzo tych słów!

Nie lubię atakowania krytyki, bo niby gdzie ona miałab być lepsza, gdzie i dla kogo miałaby się rozwijać? Łatwo jest dowalać komuś z abstrakcyjnego punktu widzenia. Tak naprawdę jednak, krytyka w Polsce nie ma gdzie publikować, tak więc nie ma się ona gdzie rozwijać w starciu z (niechętnym sztuce współczesnej) czytelnikiem. Nie uwazam tego za wadę.
Poza tym gdzie jakaś zwartość naszego środowiska, samoobrona przed atakami z zewnątrz? Nie lubię walenia dla samego walenia, bo jest u nas wiele rzeczy do zrobienia bez czepiania się Stacha Szabowskiego, że pisze wg wymagań swojego pracodawcy. Ja uważam, że lepiej, żeby Szabłowski pisał teksty niż np. Andrzej Osęka. Wiadmo, ze tekst pisane dla gazety codziennej rózni się od wnikliwych elaboratów. Chociaz nie cierpię PIS i nie lubię Dziennika Axela Springera, to i tak uwazam, ze lepiej, zeby pisał o sztuce Stach Szabłowski niż jakiś jej wróg. Zawsze dziwiły mnie te kłotnie w naszym małym światku i kompletny brak świadomości wspólnego celu. Może wreszcie - nie mówię zebrać się i działać solidarnie, ale przynajmniej może w końcu nie przeszkadzać sobie wzajemnie.

Zdaję sobie doskonale sprawę, ze łatwiej jest przyczepić się do mnie z pretensjami, no bo w końcu "reprezentuję" instytucję. Łatwo więc mi udawać "niezalezność" sądów. Tej zalezności oczywiście, jestem świadoma, choć nie sądzę, żeby determninowała moje spojrzenie (jest raczej odwrotnie, jeśli w ogóle).

PS Jeszcze chciałam napisać, ale się nie zmieściło: uważam za rzecz bardzo cenną fakt, że krytycy odsłaniają po trochu siebie, Dlatego dziwię się, że polskie blogi są takie poważne, wysilone, to jest publicystyka, która powinna znaleźć się w pismach, a nie na prywatnych blogach...
Tymczasem gdzie mogą znaleźć swoje ujście rozterki krytyka? Jego niezdecydowanie, niepewność siebie? To jest właśnie to, czym pragnę zapełnić mojego bloga. Boję się, że w Polsce na takie ekstrawagancje nie ma miejsca... Moją zaś ideą jest ujawnianie siebie. Blog to nie jest gazeta!!!

4 komentarze:

  1. widzę, że masz mały przemiał w komentarzach, więc może zacznę ;-)

    otóż:

    - jeśli "czepianie się" ankiety Arteonu to strzelanie z armaty do myszy, to jej wypełnianie jest pochylaniem sie nad myszą, przydawaniem myszy powagi. wszak można było zrezygnować.

    a serio:

    - Co do mojego posta o ankiecie. Znów: albo przeczytałaś niedokładnie, albo wyczytałaś to, co chciałaś, albo ja już nie wiem. czytam go jeszcze raz i widzę zupełnie inne sensy, niż ta nieszczęsna ankieta. Wyłuszczyłem to po raz enty w komentarzach - przeczytaj proszę i odnieś się do konkretów. bo tam żadnego "dowalania" nie ma, trochę już nie mam siły tego tłumaczyć, może wystosuje jakiś oficjalny komunikat.

    - co do reszty Twojego wpisu. powiem szczerze, że nie do końca rozumiem o co Ci chodzi. ;-)
    Ja - o czym pisałem wielokrotnie, może pamiętasz - uważam, że polska krytyka jest letnia, koncyliacyjna i nierzetelna. Dawałem rozliczne przykłady. Nade wszystko - jest homogeniczna. Ferment, polemika, spór - oto czego nam trzeba - cieszę się, że się przyłączasz. :-)

    Ty uważasz, że pisanie bloga ma być tralala osobistym pamiętnikiem, rozterki, koledzy krytycy, itd. :-))

    no niestety - ja większych rozterek nie posiadam, a przynajmniej nie w tej materii. ;-)

    a że piszę "jak do pism" - serdeczne dzięki. dokładnie tak robię. bowiem uważam, że - patrz wyżej.
    Jak będę sędziwym krytykiem, na dodatek na ciepłej posadce w państwo instytucji z godziwą pensyjką, to będę pisał lapidaria.;-))
    teraz dużo pracy, co dla mnie znaczy jakość "jak w pismach"
    na razie jestem trochę w szoku po skończeniu studiów. :-)

    rozpisałem się - o, widzisz, to mój taki osobisty wpis. ;-)

    pozdrawiam serdecznie i spójrz czasem na ostry spór, jak na sól tej całej opcji, a nie jak na siarkę. ;-)

    a - jeszcze mała uwaga lingwistyczna. zastąp słowa "dowalanie", "czepianie sie" - na "polemika", "spór", "różnica zdań"; język jak wiadomo determinuje, a Twój wydaje mi się determinuje spojrzenie na krytykę, jako walkę pitbuli, albo idyllę kolegów. i tak źle, i tak niedobrze, i to nieprawda - i to.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć,
    mamy różne koncepcje pisania bloga i tyle. Dla mnie pisanie bloga jak do gazety, to strata czasu, blog jest do czego innego, gazeta do czego innego: inny rodzaj odbioru, dla mnie właśnie sens bloga jest w pisaniu w sposób bardziej osobisty i nieformalny, i mogę komunikować w ten sposób wiele elementów wpływających na pracę krytyka, których nie widać w tekstach innego rodzaju.
    I tyle.
    Na temat ankiety w Arteonie wypowiadać się dalej nie będę.
    Oczywiście, masz prawo mieć własne zdanie na temat używanego przeze mnie słownictwa, ale pozwolę sobie na używanie mimo wszystko takiego, jakie ja uważam za stosowne
    Pozdrawiam
    Magda

    OdpowiedzUsuń
  3. nie wiem czemu, ale odczytuje Twoją odpowiedź jako nieco oschłą...

    Ok - Ty masz prawo, ja mam prawo - wszyscy mamy prawo do (nieomal) wszystkiego. A może któreś z nas w czymś sie myli? Wszak mamy i prawo do pomyłek.

    No nic. To cześć. Najlepszego! :)

    Kuba

    OdpowiedzUsuń
  4. :) Nie boję się sporów, ale nie zawsze mam ochotę brać w nich udział.

    OdpowiedzUsuń