20.1.08

Zmniejszanie dystansu

W grudniu wybrałam się do Sztokholmu i pojawił się, zupełnie niezwiązany z tym, co mogłabym oczekiwać po wizycie, temat wiązania, artystycznego pętania sznurem ciał, głównie damskich, rzadziej męskich, niekoniecznie całkowicie ubranych. Wiązanie, co by się zdawało oczywiste, służyło najpierw pętaniu jeńca czy upokarzaniu wroga, z czasem stało się prężną gałęzią biznesu rozrywkowego, i erotycznego głównie w Japonii. Stało się sztuką, ze swoimi skomplikowanymi technikami, wzorami i stylami oplątywania ciała. Jednocześnie stanowi prężną część kultury popularnej. Istnieją pracownie, istnieją modelki, istnieją fotografie - przede wszystkim fotografie! – i cały obieg z tym związany. Mnie w tym, dość egzotycznym czy subkulturowym w Europie zwyczaju, uderza cecha, którą bym nazwała zgrzebnością i zwykłością, a która zderza się z oczywistą perwersją i erotyką. Modelki pojawiają się w wymyślnych i opresyjnych sytuacjach, ale sprawiają wrażenie wcale nie przerażonych własną bezbronnością, raczej zadowolone z niej ze swoim spojrzeniem psa gotowego na wszystko, by zadowolić pana, świadome gry we wzbudzanie pożądania. Bezbronne, nie mogące się poruszać, zdane na łaskę swego „pana” z aparatem fotograficznym jako substytutem oka i „pana” w postaci widza. Nie są jednak zwykłymi tylko ofiarami pornograficznego oka. Właśnie, co mnie zdumiewa, wcale się nimi nie wydają. A przecież czasami nie mają w ogóle podparcia, nagie lub częściowo ubrane, absurdalnie zawisają w powietrzu.

Autorka Scarabee.blog objaśnia:
…shibari jest sztuką wiązania. Można się zetknąć z innymi nazwami - kinbaku albo hojojutsu. Tego drugiego słowa używano w dawnych czasach, kiedy rozmaitymi metodami wiązania przeciwnika posługiwali się japońscy wojownicy i policja. ...Technik takiego erotycznego wiązania jest nieskończenie wiele, ale główne szkoły mamy dwie - shinju i karada. Pierwsza z nich obejmuje metody wiązania górnej części ciała, głównie ramion i piersi, robienia takich swoistych biustonoszy czy - jak to niektórzy nazywają - uprzęży. Co sprawniejsi manualnie mogą też spleść sznurek tak, żeby powstało coś w rodzaju bardzo skąpych stringów... Druga szkoła, karada, to dużo bardziej złożona sprawa. Więzy przypominają wtedy gorset i mają kształt diamentów. Spętuje się całe ciało, jednym sznurem. Oczywiście węzełki powinny lekko uciskać punkty witalne.
Co ważne, shibari jest sztuką wiązania kochanki (…mężczyznom się tego nie robi…).

Tak więc, sznur powinien pobudzać kobietę – ciekawe, że od razu zakłada się, że kochankę - i sprawiać jej przyjemność. Jak piszą inni, sztuka erotycznego wiązania, bierze się z inspiracji de Sadem, na innej stronie www przeczytałam: Praktykujący shibari powiedzieliby, że poddaństwo i poniżenie uwalnia kobietę... Uwalnia od czego i do czego? Tego nie wyjaśniają. Chodzi więc o koncepcję kobiecej seksualności rozumianej zgodnie z mizoginistycznymi teoriami w rodzaju histerii. Wchodzimy w problematykę tzw. kobiecego masochizmu, więc na myśl przychodzi od razu Historia O i jej słynne pierwsze 30 stron zawierające opisy wymyślnych erotycznych poniżeń głównej bohaterki i psychicznej dominacji w relacji pan i niewolnica – a książkę napisała kobieta. Gdzieś przeczytałam określenie, że jest to powieść z gatunku BDSM, co oznacza „Bondage, Domination, Sadism, Masochism”.

Te skojarzenia nasunęły mi się po obejrzeniu wystawy „Araki: Self, Life, Death” w sztokholmskim Kulturhuset. Wystawa ta została zorganizowana przez Barbican Art Galleries w Londynie, gdzie była wcześniej pokazywana – i muszę powiedzieć, że jeśli wcześniej nie przepadałam za Arakim, tak teraz byłam pod wrażeniem.

Przygotowano ją bardzo solidnie, nie skupiając się bynajmniej tylko na fotografiach najbardziej skandalizujących, ale i pokazując najważniejsze motywy, osoby i cykle w twórczości Arakiego. Wystawa obracała się jednak w sumie wokół dwóch rzeczy: niemożliwości oddzielenia życia od fotografii i subiektywności, gdzie autor ujawnia swoją obecność. Życie jest fotografią - powiedział Araki. Jedno łączy się z drugim, robienie zdjęć jest tak naturalne jak jedzenie, spanie, oddychanie. Jak patrzenie. Araki stworzył koncept „Ja-fotografii”.

Były tu więc kapitalne portrety, zdjęcia kwiatów, Tokio, jedzenia. Było oczywiście bardzo wiele zdjęć erotycznych. W tym zdjęć związanych kobiet. Bardzo zmysłowych. Wizerunki wielkookich kobiet bezbronnie, ale i bezczelnie umieszczonych w siatkach grubych lin tnących ich ciała, wiszących karnie w wymyślnych pozach, w oczekiwaniu rozkoszy. A wszystko w tak banalnym otoczeniu, brzydkim i ciasnym.

Co to znaczy erotyczne? Są one czymś więcej niż tylko zdjęciami erotycznymi, a może są głębiej erotyczne niż zwykłe zdjęcia mające wywołać podniecenie. Jest w tym nie tylko zamiar podniecenia widza, ale takie rozumienie fotografii, które zakłada wspólnictwo i wspólnotę. Obrazy o potencjale erotycznym Araki wykorzystuje po to, żeby przełamywać barierę między obserwującym a obserwowanym, aby przebić się przez dzielącą ich szybę, nie pozwala patrzącemu pozostać tylko zimnym, bezpiecznie ukrytym podglądaczem. Tak jak fotograf staje się uczestnikiem wydarzenia przez siebie kreowanego i ujawnianego, tak widzowie mają się stać jego wspólnikami. Araki skraca dystans…

Powróćmy znów do ciągu skojarzeń. W tym samym Sztokholmie, gdzie widziałam wystawę Arakiego, natknęłam się na niewielki obiekt autorstwa Meret Oppenheim. Pokazywany jest w Moderna Museet, jako część kolekcji. Artystka poświęciła go swojej opiekunce. To białe buty na obcasie. Bezbronnie odwrócone zniszczonymi, podeszwami do góry, zostały związane sznurkiem. Na obcasy zostały nałożone papierowe obrączki, jakie nakłada się pieczonym kurczakom. Tak więc Oppenheim stworzyła tutaj erotyczny fetysz – kobietę do zjedzenia, ale jednocześnie i służącą, podporządkowaną, spętaną sznurkiem niewolnicę. Sznurek sygnalizuje dwuznaczność wymowy pracy.

Sztuce wiązania poświęciła film Hito Steyerl. Lovely Andrea można go było zobaczyć na ostatnich Documenta. Autorka, wyimaginowana lub prawdziwa modelka, pozująca rzekomo w 1987 do fotografii, związana w technice nawa-shibari, poszukiwała studia, w którym fotografię wykonano. Poszukiwanie stało się pretekstem do rozmów, odwiedzin archiwów i pracowni fotograficznych. Steyerl miała świetny pomysł i zebrała niezły materiał do studium psychologicznego i socjologicznego pokazującego japoński przemysł porno, ale poruszała również kwestie związane z popędem, seksualnością, odczuwaniem pożądania. Dlaczego ludzi to podnieca? Dlaczego kobiety chcą być wiązane?

W swym filmowym eseju Steyerl przypomina też współczesne praktyki torturowania jeńców czy więźniów, tutaj pojawia się m.in. Abu Ghraib. Tak więc wiązanie się łączy jednak z kwestiami o wiele bardziej niepokojącymi: nadużywania władzy, prawdziwego zadawania cierpienia, upokarzania.

Krytycy mówią, że bondage stało się w filmie Steyerl metaforą współczesnego świata. Z kolei sama artystka: Bondage jest wszędzie. Specjalnie używam słowa angielskiego, wyraża ona jednocześnie niewolnictwo i wiązanie.

10 komentarzy:

  1. W moim przekonaniu projekt Hito Steyerl interpretujacy bondage w kontekście Abu Ghraib jest kompletnym nieporozumieniem. Trzeba bowiem pamiętać, ze zarówno nowoczesne, jak i ponowoczesne struktury więzienne nie są przstrzeniami erotycznymi i niew celach erotycznych zostały zaprojektowane. Juz Foucault, krytykując "Salo" Passoliniego, mówił, że obozy koncentracyjne nie zostały zbudowane przez "wielkich erotologów", lecz stanowią fantazmat "hodowcy kur i salowej". Przestrzeń penitencjarna nie jest zatem sadycznym "serajem" seksualnym. Nawet jeśli w relacjach kata i ofiary pojawia się moment erotyczny, to jest on niejako efektem ubocznym - w pewnym sesnsie aberracją, a nie istotą,całego systemu.

    Od dłuższego czasu bardzo interesuje mnie problem przemysłu pornograficznego, którego - wstyd powiedzieć - jestem wielkim admiratorem. To nie miejsce, by pisać pochwałę pornografii, ale zainteresowanych zachęcm do odwiedzenia portalu kink.com, który jest największą amerykańską "fabryką" fetyszystyczną działajacą w stylu radykalnie hollywoodzkim. Araki przy tym wysiada - zarówno "pornograficznie", jak i przede wszystkim czysto estetycznie. Ci, którzy nie chcą opłacać dość drogiego abonamentu mogą na stronie obejrzeć darmowe próbki. Jest to bondage, ts-seduction, waterbonage, male- i female domination plus seks z maszynami, których ekstrawgancki design przyprawia o zawrót głowy. Wspaniałe ciała, zdjęcia najwyższej próby, a do tego wszechobecna - choć bez wątpienia zaprogramowana od A do Z - rozkosz.

    W obliczu tego typu przedsięwzięć, wiązanie pornogafii z dyskursem władzy i "nagiej" przemocy nie ma po prostu sensu. Przemysł, który dzisiaj produkuje pornografię, nie jest ani brutalny, ani tym bardziej nieludzki. Przeciwnie - jest miękki, subtelny, wyrafinowany i elegencki. Nie szokuje, ani nie oburza - może co najwyżej nudzić. Ma natomiast nieocenione walory poznawcze - jest bowiem kopalnią pogladowych materiałów na kluczowy dla współczesnej kultury temat - jak dokonywać radykalych transgresji w kulturze fetyszyzującej BEZPIECZŃSTWO.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tomek, dzięki za komentarz.
    Co do Hito, mam wrażenie, że ma ona wciąż tę samę metodę na swoje filmy i - mówiąc szczerze - marnuje świetne tematy. Zawsze jest to śledztwo prowadzone przez nią w jakiejś sprawie, poszukiwanie zaginionych autorów zdjęcia, świadków zdarzenia itp. Przeplatane jest z jej występami jako autorką filmu. Wszystko na poziomie dość ogólnym. No i czy jest to poszukiwanie bośniackiego archiwum filmowego, czy tropienie historii życia Andrei Wolf, czy studio produkującego zdjęcia bondage, film jest zawsze skonstruowany tak samo.

    OdpowiedzUsuń
  3. TK:
    A mówiąc w skrócie: Houellebecq. ;-)
    pozdr
    K

    OdpowiedzUsuń
  4. Houellebecq? Hmm.. Chyba jednak nie do końca. On przecież z gryzącą ironią deprecjonuje porno. I obnaża pustkę, he, he...

    Jeśli chodzi o porno, to ja jestem za. Mogę sobie troche pokrytykować - czyli poanalizować -ale jestem zdecydowanie na tak :)
    A Houellebecq czuje sie w obowiązku być cyniczny, krytyczny, pozbawiony złudzeń, bla, bla, bla...
    Koleś ogólnie działa mi na nerwy:)

    saluto!

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeciw? On jest absolutnie aideowy, ale przy tym, z całą świadomością, bezbrzeżnie smutny (czy tez jego "everyman").

    Twoja fraza: "Przemysł, który dzisiaj produkuje pornografię, nie jest ani brutalny, ani tym bardziej nieludzki. Przeciwnie - jest miękki, subtelny, wyrafinowany i elegancki. Nie szokuje, ani nie oburza - może co najwyżej nudzić. Ma natomiast nieocenione walory poznawcze - jest bowiem kopalnią poglądowych materiałów na kluczowy dla współczesnej kultury temat - jak dokonywać radykalnych transgresji w kulturze fetyszyzującej BEZPIECZEŃSTWO." - to niemal esencja "Platformy".

    pozdr
    K

    OdpowiedzUsuń
  6. co jest esencją "Platformy" (w kontekście seksu) albo np. "Cząstek" - to może byc temat na dłuższą rozmowę. Ale w skrócie -powiedzmy, że ta esencja to SPLIN.

    Houellebecq (tzw. "współczesny człowiek", he,he) się nudzi, czuje miałkość, pustkę itd. Jak powiedziałeś, jest - SMUTNY.
    Także dlatego, że rewolucja seksualna rozczarowała ("Cząstki").

    No cóż, znamy te wszystkie diagnozy z life style'owych magazynów. One poznawczo niczego nie wnoszą.

    Ja tymczasem nie widzę powodów do melancholii. To właśnie przemysł porno przekonuje mnie, że seksualne wyzwolenie może się jednak udać - nie popadając przy tym w zdziczenie a la, powiedzmy, banda Mansona.
    Ten przemysł - w swoich najbardziej wyrafinowanych przejawach - jest zaskakujaco pełen wynalazczej radości. To co mu grozi, to - "roztrwonienie". Dewaluacja obrazów, osłabienie stymulansów i w efekcie - nuda. No, ale to juz sprawa inwencji. Ja osobiście wierzę w inwencyjny potencjał pornografii. Ta rewolucja seksualna, o której pisał Marcuse (wyzwoleńcze naerotyzowanie całej kultury), jest wg mnie ciągle możliwa. Według Houellebecqa - nie.

    Problem tego pisarza polega też na tym, że swoich bohaterów skazuje na seks kiepskiej jakości . Nie jest w stanie pokazać tych wszystkich sztucznych rajów przemysłowego seksu - serwuje nam za to podłe opisy stosunków analnych w spotniałych tajlandzkich burdelach. To w gruncie rzeczy jest banał rodem z XIX-wiecznego "szkicu fizjologicznego". Dlatego Houellebecq jest w sumie albo belferski (czyli jednak ideologiczny), albo drobnomieszczański - co, na jedno wychodzi.
    Albo - i to jest chyba najbardziej prawdopodobne - ograniczony przez restrykcje natury cenzuralnej

    To, o czym tu mówimy, mógłby zobrazować jakiś współczesny Sade -bez demonizmu, bez PRAWDZIWEGO okrucieństwa - za to z radością pozbawioną "moralnego" balastu i nie zagrożoną przez wyświechtaną, "ponowoczesną" (brr..) melancholię. Kiedy się ktoś taki pojawi?

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. Tomek - ależ to możesz być Ty!

    Wszak polecasz takie oto obrazki, które nazwałeś, cytuję, mianem "seksu z maszynami, których ekstrawagancki design przyprawia o zawrót głowy. Wspaniałe ciała, zdjęcia najwyższej próby, a do tego wszechobecna - choć bez wątpienia zaprogramowana od A do Z - rozkosz".

    http://www.fuckingmachines.com/site/shoots.jsp

    cóż, poczucie smaku, designu i rozkoszy mamy inne, to pewne.

    (jeśli będziesz probować rozbroić mnie tym, żem drobny mieszczanin i pruderia - srodze się rozczaruję!)

    OdpowiedzUsuń
  9. Tutaj, drogi Kubo, wkraczamy na niesłychanie grząski grunt rozmów o tzw. poczuciu smaku.

    Taka rozmowa implikuje piekielne trudności pojęciowe, choć oczywiście w odniesieniu do erotyzmu, pewnie nie da się jej uniknąć.
    W tym kontekście niesłychanie, jak sądzę, pouczająca byłaby próba sprecyzowania, jakie warunki powinien spełnić pornograficzny obraz, by uzyskac estetyczną akceptację.

    Metaforycznie rzecz ujmując: kwiat w czułym miejscu, to nie jest moim zdaniem dobry trop (Arakiemu wykonuje czasem takie chybione gesty). Wysoce estetyczna pornografia nie może byc jednak pornografią estetyzującą - bo skrywa się wtedy za woalem "dobrego gustu". Tymczasem porno musi OBNAŻAĆ (jak daleko - to kwestia dyskusji) niepokojąco podniecającą obsceniczność, abjektalność i żenujacą zwierzęcość seksualności.

    A propos obsceny - ciekawi mnie ten post usuniety przez Magdę. Takie rzeczy zawsze najbardziej intygują:)

    Kuba, trudno powiedzieć, czy w omawianych kwestiach jesteś "filistrem" - nie precyzujesz wszak swego stanowiska. Wierz mi jednak, że z rozkoszą poznałbym Twoje wyznaczniki "smaku", o ile byłbyś uprzejmy je opublikować.

    OdpowiedzUsuń
  10. ależ na nic nie wkraczamy - przynajmniej ja.
    przeciwnie - mówię tylko, że mamy inne - jak wyżej. nie próbuję przekonać Cię, że to "źle" lub "dobrze".
    pozdr

    PS.Post skasowany to mój, ja skasowałem, bo było niegramatycznie (to samo) ;-)
    PS2.Powiedzmy, że przekładam inną estetykę, niż atlas anatomiczny ;-)

    OdpowiedzUsuń