Pojawił się nam krytyk bardzo niezależny. Niczym niezbrukany, prawdziwe niewiniątko. Daleki od wszystkich, a dystans ten, owa „splendid isolation”, która podkreśla na każdym kroku, pozwala mu na zachowanie zdrowego i realistycznego spojrzenia na obyczaje światka sztuki w wydaniu polskim. Czyta on przeterminowane, niemodne teksty, dostrzegając ich odwieczną aktualność, i nic nie umknie jego uwadze, niezręczne sformułowania zdradzające nieczyste intencje, podgląd, który przy jego spostrzegawczości nagle zaczyna okazywać się jak najbardziej wstydliwy. Nasz wspaniały jest przede wszystkim zatroskany właśnie o czyste ręce i intencje. Ma łatwość pisania, w wakacje się nudzi, wynalazł więc sposób na obejście oficjalnych sposobów dystrybucji: teksty swe wysyła do adresatów widniejących na liście mailingowej prywatnej, komercyjnej galerii Zderzak. Naszemu niezłomnemu nie podoba się męka Julii Leopold i znęca się na biedną dziewczyną, bo ta poddała się woli swoich mocodawczyń z Zachęty i tańczyła na wideoklipie Kozyry, chociaż nie cierpi tańczyć. Idealny nasz krytyk dostrzega i wytyka (rzekomą) koniukturalność i instynkt handlowy Rafała Bujnowskiego, który jest wg niego w stanie przehandlować nawet własną córkę (z powodu kolekcji, jaką artysta założył dla niej). Z uwagą, lecz i pobłażliwością wytyka niekonsekwencje poglądów Jakuba Banasiaka, Dorota Jarecka pisząca o wystawie Dawickiego jest dla niego już tylko ofiarą XX-wiecznego kultury masowej i lewackich utopii. Oberwał Andrzej Przywara, który – mimo sukcesu komercyjnego FGF – ośmiela się występować o dotację na książkę i ją dostaje.
Kłótnie, spory i wątpliwości polskiej sceny artystycznej jawią mu się ze zbawiennego dystansu jako po prostu cienie tańczące na sklepieniu Platońskiej jaskini, jako przykłady po prostu jakichś ciekawych okazów, które można obserwować przez szkiełko.
A jednak najbardziej znamienitym kuriozum do obserwacji okazuje się ów szlachetny, niezbrukany. Nazywa się on Jan Michalski – i ma jak największy interes w prowadzeniu owych walk, krytykowaniu, wytykaniu, szydzeniu. Prowadzi on bowiem (jeśli by kto nie wiedział) jak najbardziej komercyjną galerię Zderzak w Krakowie. Tematyka i sposób pisania jego tekstów każe myśleć o dość przyziemnych motywacjach je dyktujących mimo kreowania się na ostatniego niewinnego. Jakoś tak się jednak składa, że Jan Michalski sprzeczności interesów nie widzi, sprzeczności między działalnością krytyka a handlowaniem sztuką.
Szkoda, bo Michalski niejednokrotnie dotyka ważnych tematów, jednak w taki sposób, że sam siebie czyni niewiarygodnym. To, że nikt z nim nie dyskutuje, nie wynika z faktu, że dotyka tematów tabu, ale z tego, że jest po prostu i najzwyczajniej niewiarygodny.
Czytanie "przeterminowanych, niemodnych tekstów" to dyskwalifikacja. Swoją drogą, ciekaw jestem, jakie teksty znajdują się na indeksie. Magdo, doradź, proszę, jak się nie struć czymś przeterminowanym...
OdpowiedzUsuńp.s. Szkoda, że nie jestem na liście mailingowej pana Michalskiego
Niech Pan żałuje. Bo to są świetnie napisane teksty!
OdpowiedzUsuń