Odkąd pracuję w instytucjach, doskonale opanowałam rytuał narzekania. Och, jak dobrze go znam! Narzeka się wszędzie. Od narzekania rozpoczyna się dzień, bywa, że i kończy się na nim. W czasach gdy byłam mniej doświadczona i bardziej dawałam się wciągać w rozmaite emocjonalne szantaże i rozgrywki stosowane w instytucjach, bywało, że narzekanie stawało się dla mnie jedynym wyjściem. Jeśli nie narzekanie, to albo plotki, albo ucieczka do biblioteki. To, co teraz zdaje mi się teraz oczywiste, wtedy takie nie było. Nie zawsze praca w bibliotece zdawała mi się dobrym rozwiązaniem. Pragnęłam towarzyszy niedoli, pragnęłam potwierdzenia, że i inni cierpią na niewygodę pracy w instytucji, że ich uwierają i wręcz obrażają ich zdrowy rozsądek, godność, dobry smak, wymogi instytucjonalnego życia. Dzisiaj myślę zresztą, że to wszystko: przerost biurokracji, marnowanie czasu i zdolności zatrudnionych ludzi, wcale nie doskwierałoby tak bardzo, gdyby ktoś dał nam możliwość identyfikacji – z szefem bądź z samą instytucją. Nikt jednak nie wpadł na ten prosty pomysł. Nigdy mi nikt nie dał takiej możliwości – w żadnej z instytucji, w których miałam okazję spędzać dużą część swojego życia (czytaj: pracować).
Kompleks odrzucenia, poczucie obcości w stosunku do miejsca pracy zdają się być główną przyczyną narzekania. Wystarczyłoby tak niewiele: dać ludziom poczucie sensu. Pomyślcie jakie to proste. Sens, a nie czasochłonne i kosztowne, angażujące reformy instytucji, restrukturyzacje itp. Gdyby ludzie poczuli, że im zależy, to łatwiej by znosili arogancję różnych panów i pań zaopatrzeniowców, księgowych, technicznych i innych Wielce Ważnych Person Trzęsących Instytucjami Kultury (nie są nimi bynajmniej osoby odpowiedzialne za program). Narzekanie to zatem reakcja na poczucie osierocenia, porzucenia, może nawet zdrady w instytucjach. Jest to bez mała uniwersalny sposób na spędzanie czasu. Jak inaczej wytrzymać, gdy trzeba odsiedzieć swoje 8 godzin, a przecież tego czasu nie da się całości przepracować twórczo (jak pisał Bursa „poeta cierpi za miliony od 8 do 16” i jest w tym głęboka prawda), nie da się przez 8 godzin ciurkiem czytać, robić research do nowych projektów czy chociażby wypisywać umowy lub załatwiać ubezpieczenia bądź transporty. Tak więc, żeby zachować minimum poczucia dystansu do instytucji i szacunku do siebie, narzeka się.
Narzeka się, bo to daje poczucie wspólnoty. Rytuał ten pozwala zobaczyć, że nie jesteśmy sami. Jest nas mnóstwo i wszyscy cierpimy.
Jednak narzekanie uzależnia, z czasem narzeka się więcej i więcej. I poprzestaje się na nim, bowiem czynność ta niezwykle wyczerpuje, drenuje organizm z energii. Pamiętajmy więc, że narzekanie pozbawia woli działania. To dlatego szefowie je co najmniej tolerują. W gruncie rzeczy działa na korzyść tych szefów, którym się nie chce. Pewnie i oni w swoim gronie narzekają.
O matko, jakie to trafne :-)
OdpowiedzUsuń"gdyby ktoś dał nam możliwość identyfikacji – z szefem bądź z samą instytucją" nie pomyślałam o tym, ale to 100% racji.
Instutucje...
Łączę się w bólu! I niemocy...